Rozdział 6 ~ Ciasteczka
Akira’s
POV
-Sakurai-kun, dziękuję za pomoc! –
zawołałam, kłaniając się w pas, a potem wyciągając przed siebie pudełko z
upieczonymi przeze mnie ciasteczkami.
-Aki-chama? To dla mnie?
-T-tak – wymamrotałam, prostując się. –
Przyjmiesz je?
-To zależy.
-O-od czego?
-Od tego, czy wejdziesz i zjesz ze mną. –
Zrobił mi przejście w drzwiach i uśmiechnął się. – To jak, Aki-chama?
Uśmiechnęłam się.
-Z radością – zapewniłam. Weszłam do
środka, zdjęłam buty, a potem radośnie popędziłam do salonu.
Lubiłam przebywać z Sakuraiem, bo przy nim
czułam się tak samo swobodnie jak przy Nat. Mogłam się śmiać i gadać głupoty i
nie przejmowałam się.
Rozsiadłam się na szarej kanapie. Pokój
dzienny w domu był bardzo elegancki. Z jednej strony było wyjście na podwórze i
kanapa w kształcę litery L, a równolegle do tego znajdował się telewizor
wiszący na ścianie. Pomiędzy ustawiono okrągły stolik.
-Jak było w szkole? – spytał Sakurai i
postawił pojemnik na stoliku.
-Dobrze – odparłam. – Wiesz, że
przewodnicząca chóru zaproponowała mi, żebym do nich dołączyła?
-Rina?
-Znasz ją?
Kiwnął głową, a potem wsadził ciasteczko
do ust.
-Pyszne – westchnął. – A swoją drogą Rina
to moja młodsza siostra.
-Naprawdę?
-Tak.
-Mogłam się domyślić – mruknęłam.
-Po nazwisku?
-Po tym, że oboje jesteście tak samo
uroczy – palnęłam, a Sakurai roześmiał się.
-Dziękuję – powiedział. – Też jesteś
urocza, Aki-chama.
Miałam mu za to podziękować, ale zadzwonił
mój telefon.
-Przepraszam na moment – powiedziałam, a
potem odebrałam. – Halo?
-Yuni? Nic ci nie jest? – spytała Nat po
drugiej stronie linii.
-Nie, jest okej, a co?
-Wczoraj nie mogłam się z tobą
skontaktować.
-A, przepraszam… Wczoraj nocowałam u
mojego sąsiada, bo zapomniałam kluczy.
Sakurai wyciągnął do mnie dłoń z
ciasteczkiem.
-Weź gryz Aki-chama, bo pomyślę, że są
zatrute – powiedział.
-Nie są zatrute, Sakurai-kun – odparłam i
wzięłam gryz. Potem zwróciłam się do przyjaciółki. – Przepraszam, Nat, ale
jestem zajęta. Zadzwonię wieczorem i opowiem o szczegółach, dobrze?
-Nie masz innego wyjścia.
-Wiem i przepraszam, że cię zmartwiłam. –
Rozłączyłam się i spojrzałam na Sakuraia. Właśnie wpychał sobie ciasteczko do
ust. – Smakują ci, Sakurai-kun?
-Są pyszne – zapewnił. – Zresztą dawno już
nie jadłem niczego zrobionego samemu. Głównie zamawiam jedzenie z restauracji
na rynku.
-Mogę ci gotować – wypaliłam zanim
pomyślałam. – Z-znaczy… I tak zawsze robię sobie obiad, w-więc mogę zrobić też
porcję tobie.
-Naprawdę? – Wydawał się naprawdę
ucieszony tym pomysłem.
-Tak.
-Czy jest w takim razie coś, co mógłby
zrobić w zamian?
Przygryzłam lekko dolną wargę i kiwnęłam
głową.
-Mógłbyś pomóc mi lepiej opanować
japoński? Mówię biegle, ale czytanie wciąż idzie mi bardzo średnio.
Uśmiechnął się i skinął głową.
-Dobrze – zgodził się.
Sakurai’s
POV
Zadziwiało mnie to, że ciasteczka
Aki-chama były takie pyszne. Były takie kruche i słodkie… Ona na pewno nie
myliła cukru z solą.
Ona sama zresztą też była urocza. Miała
niewinną twarz, która bardzo dobrze oddawała jej introwertyczną naturę.
-S-sakurai-kun, dlaczego tak dziwnie
p-patrzysz na ciastko? N-nie smakuje ci? – wyjąkała. Jej policzki przybrały
barwę purpury.
-Smakuje – zapewniłem. – Zastanawia mnie
jakim cudem tak dobrze gotujesz, a ja nie potrafię nawet zrobić sobie kawy.
-Może powinieneś zapisać się na kurs?
-Skończyłem dwa kursy – przyznałem. – I
poniosłem sromotną porażkę.
-Przykro mi, Sakurai-kun.
Wzruszyłem ramionami. Osobiście nigdy nie
przeszkadzało mi, że nie potrafię gotować. Zawsze mogłem wynająć kucharkę, ale
po twarzy Yuni tak bardzo było widać, że przejmuje ją mój los. Chyba nawet nie
zdawała sobie sprawy z tego, że można było czytać z niej jak z otwartej księgi.
To zresztą bardzo w niej ceniłem. To że tak bardzo wszystkim się przejmowała i
że lubiła mnie, chociaż nie wiedziała, kim jestem.
-S-sakurai-kun – odezwała się, ze wzrokiem
wbitym w stopy.
-Hm?
-Czy mogę być twoją przyjaciółką? –
spytała cicho.
Parsknąłem śmiechem. Była taka urocza, pytając
o tak proste rzeczy.
-Obrażę się, jeżeli nie będziesz moją
przyjaciółką – odpowiedziałem.
Jeszcze nigdy nie widziałem tak szerokiego
i radosnego uśmiechu jak ten jej, gdy wypowiedziałem te słowa. Wydawała się
naprawdę szczęśliwa.
-Dziękuję, Sakurai-kun.
Cisze w salonie nagle przerwało burczenie
w brzuchu Aki-chama. Dziewczyna zarumieniła się i przygryzła wargę.
-Przepraszam – bąknęła.
-Dałbym ci coś do jedzenia, ale mógłbym
cię otruć. Jeżeli chcesz możesz rozgościć się w kuchni – zaproponowałem.
-Dobrze – powiedziała i zerwała się na
równe nogi. Radośnie pobiegła do mojej kuchni, przeskakując z nogi na nogę.
Powoli ruszyłem za nią i bezczelnie
podsłuchiwałem jak nuciła pod nosem Takeda
no Komoriuta[1]. Rzeczywiście miała bardzo przyjemny głos, więc nic
dziwnego, że moja młodsza siostra poprosiła ją o wstąpienie do chóru.
Swoją drogą Pink Panthers nagrało kiedyś
cover tego utworu, ale nie cieszył się zbytnim zainteresowaniem. Nasza publika
o wiele bardziej wolała żywsze utwory.
Usiadłem na stołku przy długim brązowym
blacie i przyglądałem się jak Aki-chama gotowała. Zaglądała do czarnych szafek
i lodówki zupełnie tak jakby wiedziała gdzie, czego szukać. Zadowolona i
wyraźnie w swoim żywiole nuciła, gotując.
Wydaje mi się, że to właśnie w tamtym
momencie się w niej zakochałem. Patrząc na to, jak robiła to, co kochała,
czułem, że moje serce bije szybciej i nie chciałem, żeby się to zmieniło.
Czerpałem radość z tego, że mogłem ją obserwować szczęśliwą.
[1] Kołysanka z Takedy