wtorek, 30 maja 2017

Rozdział 8 ~ Tchórz




Akira’s POV

-Festiwal szkolny zbliża się wielkimi krokami – powiedziała Sakurai-chan. – I dziś rozmawiałam z dyrektorem. Chciałby, żebyśmy zaśpiewali przed apelem.
-To świetnie! – ucieszyła się Mori-chan. – Uwielbiam śpiewanie podczas festiwali!
Śpiewanie podczas festiwalu…
-K-kiedy ten festiwal? – spytałam cicho. Miałam nadzieję, że nie było po mnie widać tego, jak bardzo przerażała mnie myśl, że będę musiała pokazać się przed publicznością.
-Hm… Za dwa tygodnie – odparła Sakurai-chan. – Czy to problem, Akira-chan?
-Odrobinę… Mówiłam, że nie jestem dobra przed publicznością.
-Jestem pewna, że poradzisz sobie świetnie – zapewniła. – Będziemy tam wszyscy razem, więc nie martw się, dobrze?
Kiwnęłam głową.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak było.
-Dziękuję, że tak się starasz.
-Jeżeli tak bardzo się stresujesz, spróbuj technik relaksacyjnych – poradził Kotara-kun. – Mógłbym ci kilka polecić.
-N-naprawdę?
Skinął głową.
-Moja siostra jest psychologiem, mogę ją zapytać o jakąś radę – dodała Aihara-chan od niechcenia.
-Bardzo wam dziękuję za pomoc – powiedziałam. Naprawdę tak było. Czułam ogromną wdzięczność, że byli dla mnie tak mili, chociaż znali mnie tak krótko.
Mori-chan zawiesiła mi ramiona na szyi i zaśmiała perliście.
-W końcu jesteśmy przyjaciółmi, Akira-senpai!
Odwzajemniłam jej uśmiech, czując, że strach mnie opuścił.

Sakurai’s POV

-Od jak dawna gotujesz? – spytałem, wkładając miski po spaghetti do zmywarki. Aki-chama siedziała na stołku przy kuchennym blacie w mojej kuchni.
Wzruszyła ramionami.
-Nie pamiętam dokładnie… Chyba od zawsze. Nie pamiętam czasów, żebym nie gotowała. Zawsze pomagałam robić kanapki, piec ciasteczka… Sama z siebie się do tego garnęłam.
-Twój chłopak będzie szczęściarzem – stwierdziłem, czując jednocześnie ukłucie zazdrości. Świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, że Aki-chama mi się podobała. Była wszystkim tym, czego szukałem, ale miała jedną wadę, która wykluczała mnie w kolejce pretendentów do związku z nią.
Była ode mnie o jedenaście lat młodsza.
Nawet nie było opcji, żeby chciała się ze mną związać. Zresztą, co mógłbym jej dać? Starszy bezrobotny facet, który jest na tyle dużym idiotą, żeby nie potrafić zrobić sobie herbaty.
-Nie pleć bzdur, Sakurai-kun – powiedziała, wbijając wzrok w stopy. – Kto chciałby być z taką dziewczyną jak ja?
-Ja chciałbym być – odpowiedziałem jej w myślach.
-Taka osoba musiałaby się mną ciągle opiekować – dodała. – Tylko wariat wziąłby na siebie taką odpowiedzialność.
-W takim razie jestem wariatem.
-Jestem pewien, że znalazłby się niejeden – zapewniłem.
Pokręciła głową.
-Nie… A, Sakurai-kun przyjdziesz na szkolny festiwal za dwa tygodnie?
-A będzie coś ciekawego?
-Szkolny chór ma śpiewać.
-Wystąpisz razem z nimi?
Kiwnęła głową.
-W takim razie przyjdę.
Uśmiechnęła się.
-Dziękuję, Sakurai-kun. Przy tobie na pewno będę bać się mniej.


Mój telefon zadzwonił koło wieczora, gdy już szykowałem się do snu. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie uśmiechniętej gęby Isao.
-Czego chcesz? – burknąłem do telefonu.
-Coś taki zły?
-Spać mi się chce – odparłem.
-Ach, wybacz, stary. Tak tylko byłem ciekaw, jak ci życie mija.
-Dobrze – odparłem. – Naprawdę bardzo dobrze.
-Nie nudzisz się?
-Nie wiem… Moje życie zwolniło, ale nie mogę powiedzieć, żebym się nudził.
-A jak tam szukanie miłości?
-Miłość się znalazła, ale stoi za szybą kuloodporną – westchnąłem.
-Hę? Nie podobasz się jej?
-Nie wiem, ale… Jest ode mnie młodsza. Powinna spotykać się ze swoimi rówieśnikami.
-Jak bardzo młodsza?
-Jest w wieku Riny.
-Ouu… Ale w sumie, co ci szkodzi? Raczej cię nie odrzuci! Przecież jesteś gwiazdą.
-Nie jestem – odparłem. – A ona nie wie, kim jestem.  Myśli, że wygrałem na loterii i dlatego stać mnie na dom nad jeziorem.
-Och… No to powiedz jej prawdę.
-Isao, jej nie obchodzi to, kim jestem. Aki-chama jest wyjątkowa.
-Jeny, serio cię wzięło.
-Nie wiem, może rzeczywiście… Czuję się jak dzieciak.
-Stary, skoro i tak nie masz już sławy, to chociaż podbij do tej dziewczyny, co?
-To chyba nie najlepszy pomysł… Znaczy… Naprawdę ją lubię, ale ona nie ma żadnego powodu, żeby lubić mnie.
-Bogowie, stary, gdzie podziała się twoja pewność siebie.
-Sam chciałbym to wiedzieć.
-Wygląda na to, że wpadłeś po uszy, co?
-Tak, na to wygląda – westchnąłem.

Akira’s POV

-Naprawdę tego nie rozumiem, Nat – pożaliłam się. – Lubię go chyba trochę za bardzo.
-Masz jakiś powód tak podejrzewać?
-Zawsze, gdy mnie dotyka serce bije mi tak szybko, jakby miało wyskoczyć mi z piersi. Gdy mówi, to chcę, żeby mówił cały czas, bo uwielbiam go słuchać. Gdy go przy mnie nie ma, to chcę, żeby się pojawił, bo za nim tęsknie…
-Zakochałaś się w nim, no i co w tym złego? – spytała Nat.
-On… Nigdy nie zechciałby ze mną być – stwierdziłam. – I… Czy to możliwe? Zakochać się w kimś po kilku dniach?
-Świat widział już większe cuda.
-Tak?
-Tak, Yuni. Zakochałaś się, stało się, teraz musisz wiedzieć, co robić dalej.
-A jakie mam opcje?
-Zaproś go na randkę.
-C-co?!
-No co? Żyjemy w XXI wieku, możesz śmiało zaprosić faceta na randkę.
-Ale… Ale… Nie, on się nie zgodzi.
-Skąd możesz wiedzieć?
-Bo… Bo…
-Bo?
-Bo on jest taki cudowny, a ja jestem Yuni. Tą Yuni, z której śmiali się w gimnazjum, tą Yuni, która boi się ludzi, tą Yuni, która nie jest ładna…
-Nie pleć bzdur! – zawołała Nat. – Jesteś miła, inteligentna, świetnie gotujesz i nigdy nie mogłabym mieć lepszej przyjaciółki niż ty. Jeżeli on tego nie doceni to jest idiotą, na którego nie warto tracić czasu.
Spuściłam wzrok.
-Ale ja nie chcę stracić tego idioty, Nat.
-Wiem, Yuni, ale… Jeżeli go nie zapytasz nigdy go nie zdobędziesz.
-Ale też nie stracę.
-To zwykłe tchórzostwo, Yuni.
-Ponieważ jestem tchórzem, Nat.


Naprawdę byłam tchórzem. Ogromnym, ogromnym tchórzem.

Bardzo cię przepraszam, Akira-chan. Wszyscy złapali grypę żołądkową, a ja mam zdarte gardło. Musisz zaśpiewać sama.

Właśnie to napisała w swoim kajeciku Sakurai-chan, wyjaśniając dlaczego w dniu festiwalu miałam zaśpiewać sama szkolny hymn.
-Nie – powiedziałam. – Nie, ja… Ja… Nie.
Nie mogłam nawet spojrzeć jej w oczy, czując, że ją zawiodłam. Spuściłam głowę i uciekłam spod sceny do szkoły. Schowałam się w mojej klasie, siadając pod biurkiem nauczyciela. Niemal natychmiast łzy popłynęły mi po policzkach.
Byłam tchórzem.
Przez to, że tak bardzo się bałam zawiodłam zaufanie Sakurai-chan i zniszczyłam szkolny festiwal. Mori-chan i Kotara-kun też na pewno będą zawiedzeni.
-Aki-chama, jesteś tu? – usłyszałam głos Sakuraia. Ostrożnie wychyliłam się z mojej kryjówki.
-Tak – mruknęłam.
-Co się stało, Aki-chama?
-Zawiodłam ich, prawda? Przez to, że tak bardzo się boję.
Sakurai podszedł do mnie i kucnął.
-Nikt się na ciebie nie gniewa – zapewnił.
-A-ale… Uciekłam.
-Czasem ucieczka nie jest zła – odparł. – Ale szkoda by było, gdyby nikt nie usłyszał jak śpiewasz.
-Boję się – wyznałam.
-A jeżeli ktoś tam będzie z tobą?
-A kto miałby ze mną śpiewać?
-Ja. Pójdę z tobą i zaśpiewam.
-N-naprawdę?
-Naprawdę. To jak? Ze mną nie będziesz się bać?
-Z tobą niczego się boję, Sakurai-kun – szepnęłam.
-Bardzo mnie to cieszy. – Wstał, a potem podał mi dłoń i pomógł się podnieść. – Będzie dobrze – zapewnił.
-Obiecujesz?
-Masz na to moje słowo, Aki-chama.
Kiwnęłam głową.
-Dziękuję, Sakurai-kun.
Uśmiechnął się.
-Naprawdę nie musisz mi dziękować.
-Muszę. Nie dałabym sobie rady bez ciebie.
Sakurai splótł nasze palce i znów się uśmiechnął.
-Jesteś najodważniejszą kobietą jaką znam, Aki-chama. Jestem pewien, że poradziłabyś sobie beze mnie.
-Sakurai-kun – wymamrotałam. On tylko zaśmiał się i zaprowadził mnie z powrotem na scenę, gdzie siedziała jego zmartwiona siostra.
-Sakurai-chan – powiedziałam. – Przepraszam za moje tchórzostwo. Wystąpię przed apelem. Sakurai-kun mi pomoże.
Naprawdę?, napisała.
-Tak.
Dziękuję, dziękuję! Powodzenia!
-Dziękuję – odparłam. Uścisnęłam mocniej dłoń Sakurai-kuna i weszliśmy na scenę. Z mocno ściśniętym gardłem podeszłam do mikrofonu.
-Uhm, przepraszam… Jestem Akira Yuni z klasy 2B. Razem z chórem mieliśmy dziś śpiewać szkolny hymn, ale z powody choroby innych członków zaśpiewam tylko ja i mój przyjaciel Sakurai-kun. Proszę, bądźcie dla nas wyrozumiali.
W gruncie rzeczy nas występ poszedł świetnie. Ja nie jąkałam się podczas śpiewania i nie zwymiotowałam na scenie, więc nawet jeśli zdarzyło mi się fałszować to uważałam to za mój wielki występ. Za to Sakurai miał cudowny głos, czysty i głośny, więc na pewno ukrył każde moje niepowodzenie na scenie.
-Dziękuję, Sakurai-kun – powiedziałam, gdy już zeszliśmy ze sceny.
-To nic takiego – zapewnił.
-Dla mnie to wielka rzecz. Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.
Uśmiechnął się.
-Wystarczy, że będziesz mi towarzyszyć podczas reszty festiwalu – stwierdził.
Kiwnęłam głową.

-Z radością, Sakurai-kun.

czwartek, 18 maja 2017

Rozdział 7 ~ Nowe początki




Akira’s POV

-Sakurai-kun, to tylko omlet – mruknęłam, gdy ten po raz kolejny zachwalał moje zdolności kulinarne.
-Tylko omlet? Zdajesz sobie sprawę, ile czasu musiałbym siedzieć w kuchni, żeby stworzyć coś podobnego do tego? A potem pewnie i tak bym się tym zatruł.
Zaśmiałam się cicho.
-Mimo wszystko to tylko omlet. Nie powinieneś mnie aż tak zachwalać, Sakurai-kun.
Mężczyzna wycelował we mnie widelec i uśmiechnął się.
-Będę cię zachwalał jeszcze wiele razy, Aki-chama.
Poczułam rumieńce na policzkach i spuściłam głowę. Naprawdę lubiłam spędzać czas z Sakuraiem, chociaż tyle razy mnie zawstydzał. Mimo to sprawiał, że czułam się tak bardzo swobodnie. Nie bałam się tego, że zrobię przy nim jakąś głupotę jak przedstawienie w złej kolejności.
-W zasadzie to czym się zajmujesz, Sakurai-kun? – spytałam, zdając sobie sprawę, że wszystko, co o nim wiem, to jego imię i wiek.
-Obecnie jestem bezrobotny – odpowiedział. – Ale z wykształcenia jestem nauczycielem matematyki.
-Dlaczego nie pracujesz?
-Ponieważ wygrałem na loterii – odparł. – Dlatego kupiłem dom tutaj, bo zawsze o takim marzyłem i chcę się nim nacieszyć, zanim znajdę sobie jakąś pracę w okolicy.
Kiwnęłam głową.
-Skoro twoja siostra też tutaj mieszka, to znaczy, że to twoje rodzinne miasto? – odgadłam.
-Tak – przyznał. – Wychowałem się tutaj. To piękne miejsce.
Pokiwałam głową.
-Tak – przyznałam. – Ślicznie tu. – Zeskoczyłam ze stołka przy kuchennym blacie i podeszłam do ogromnego panoramicznego okna w kuchni, które jednocześnie było wyjściem na taras. Tafla wody w jeziorze lśniła pod wpływem zachodzącego słońca.
-Od kiedy przyjechałyśmy tutaj z mamą, to chciałam się tam wykąpać – powiedziałam, wskazując głową w stronę podwórka. – Ale nie umiem pływać i trochę się boję, że się utopię.
-Żaden problem – stwierdził Sakurai i też zszedł ze swojego stołka. Podszedł do mnie, a potem otworzył drzwi. – Chodźmy.
-C-co?
-Idziemy pływać.
-A-ale… Nie powinniśmy odczekać pół godziny po jedzeniu?
Wzruszył ramionami.
-Nim wszystko przygotujemy, akurat minie tyle czasu – stwierdził i chwycił moją dłoń. – Poczekaj tutaj chwilę, dobrze?
Kiwnęłam głową niezdolna powiedzieć coś więcej. Miałam kąpać się razem z Sakuraiem.
-Wow… Nat mi nie uwierzy.
Sakurai uśmiechnął się, a potem wbiegł po schodach na pierwsze piętro i długo się nie zjawiał. Czekałam na niego ze spuszczoną głową, coraz bardziej wątpiąc w powodzenie tego pomysłu… Znaczy, dlaczego mielibyśmy się razem kąpać? Może coś źle zrozumiałam i on nie zaproponował mi kąpieli, tylko opuszczenie domu, a ja teraz stałam tu jak idiotka…
-Przepraszam, że tak długo, Aki-chama – odezwał się Sakurai, schodząc na dół z naręczem ręczników.
Odetchnęłam w duchu z ulgą.
-Ale z ciebie głuptas, Yuni – skarciłam się w myślach. – Sakurai-kun nie ma powodu, żeby cię wystawić.
-Nic się nie stało – zapewniłam.
-To dobrze, w takim razie chodźmy. – Objął mnie ramieniem i wyprowadził na zewnątrz. Ten dzień był wyjątkowo ciepły, całkowicie inaczej niż wczoraj wieczorem. Mimo że słońce już zachodziło i oblewało wszystko krwawą poświatą, to kąpiel wydawała się idealnym pomysłem.
Sakurai rzucił ręczniki na trawę, a potem ściągnął z siebie koszulkę. Mimowolnie rozdziawiłam usta, obserwując dobrze wyrzeźbione ciało. On kompletnie nie przypominał mi nauczyciela matematyki… Mój nauczyciel w Anglii był łysiejący i miał brzuszek, a obecny chociaż w miarę młody wydawał się nie wiedzieć, że istnieje coś takiego jak siłownia.
-S-sakurai-kun! – pisnęłam i spuściłam wzrok. – Co ty robisz?
-Przecież nie będę kąpał się w ubraniach – odpowiedział. – Tobie radziłbym to samo.
Pokręciłam głową.
-Zostanę w bluzce – stwierdziłam, ale pozbyłam się plisowanej spódniczki i ułożyłam ją obok ubrań Sakuraia.
-Gotowa?
-Tak.
-W takim razie zapraszam. – Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Automatycznie schowałam głowę w ramionach i podreptałam za nim, nic nie mówiąc, ale w mojej głowie rozegrały się radosne fanfary.
-Sakurai-kun trzyma mnie za rękę! Sakurai-kun trzyma mnie za rękę!
W sumie nie licząc taty i starszego brata to jedyny facet, który robił coś takiego.
Ostrożnie weszliśmy do jeziora. Woda w pierwszym momencie wydawała mi się chłodna, ale już po chwili się przyzwyczaiłam i poczułam przyjemnie orzeźwienie w ten gorący dzień.
-Ja dalej nie wejdę – powiedziałam, gdy woda sięgała mi bioder.
-Hę? Dlaczego?
-Bo… Bo… Się boję…
-Nie masz czego.
-Nie potrafię pływać.
-No to co? Nie pozwolę ci utonąć.
-Ale…
Sakurai objął mnie ramionami w pasie, tak że byłam przyciśnięta do jego klatki piersiowej.
-Nie bój się. Nie puszczę cię nawet na momencik, dobrze?
-H-ha-hai! [1]
Na jego twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech, a potem powoli poprowadził mnie na głębszą wodę. Zgodnie z obietnicą nie puścił mnie nawet na sekundę, co bardzo dodało mi otuchy.
-Sakurai-kun – powiedziałam cicho. – Dziękuję, że jesteś dla mnie taki miły.
-Ty też jesteś dla mnie bardzo miła, Aki-chama i bardzo to doceniam.
-Naprawdę?
Skinął głową.
-Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny jak ty… Takie, która lubiłaby mnie za to, kim jestem.
-A da się inaczej?
-Niestety tak.
-Hm… W takim razie to muszą być bardzo głupi ludzie, skoro lubią cię za coś innego niż charakter.
Sakurai pokręcił głową, śmiejąc się.
-Naprawdę niesamowita z ciebie dziewczyna, Aki-chama – stwierdził.
-Hę? Naprawdę?
Skinął głową.
-Naprawdę – oznajmił. – Jesteś mądra, słodka i jestem pewien, że nigdy nie pomyliłaś cukru i soli… albo soli i pieprzu… albo cebuli z papryką…
Roześmiałam się i wtuliłam twarz w ramię Sakuraia.
-Sakurai-kun… Proszę cię, nigdy nie gotuj, dobrze?
Zaśmiał się.
-Dobrze – zgodził się. – Masz moje słowo. Nigdy nic nie ugotuję.
-Całe szczęście – westchnęłam. Prawdopodobnie w ten sposób uratowałam kogoś przed śmiercią w męczarniach.


Nat wpatrywała się we mnie z rozdziawionymi ustami po drugiej stronie monitora.
-Nocowałaś u obcego faceta? – powiedział.
-Sakurai-kun nie jest obcy.
-No dobra, może jest odrobinę obcy, ale tylko troszkę… Przecież nic złego się nie stało.
-Czy ty wiesz, że on mógł ci zrobić krzywdę?
-Krzywdę?
-Tak, zgwałcić na przykład!
-Sakurai-kun? Sakurai-kun nigdy by tego nie zrobił… Poza tym jest taki miły i przystojny, że mógłby mieć każdą kobietę. Nie musi uciekać się do barbarzyństwa.
-Yuni, mimo wszystko… I co twojej matce strzeliło do głowy? Powinna mieć włączony telefon cały czas!
-Wiem, Nat, ale nic na to nie poradzę. Poza tym warto było zaryzykować nawet to, że Sakurai-kun by mnie poćwiartował.
-Hm… Co masz na myśli?
-Dziś widziałam go bez koszulki… W zasadzie to był tylko w bokserkach.
-Yuni!
-No?
-Co… Ale już tak szybko?
Parsknęłam śmiechem.
-Nie martw się, Nat. Tylko kąpaliśmy się w jeziorze.
-Kąpałaś się z nim… To prawie jak randka, Yuni.
-Z kim Yuni ma randkę? – odezwał się głos w głębi pokoju. Rozpoznałam w nim Roya – starszego brata Nat. W zasadzie był nawet miły i przystojny. Podobnie jak reszta rodziny miał blond włosy i nienaganny zgryz.
-Cześć, Roy – powiedziałam.
-Cześć, Yuni – odparł. – To z kim ta randka?
-Z nikim – odpowiedziałam. – Po prostu spędziłam miłe popołudnie z moim sąsiadem.
W tym momencie jak na zawołanie w drzwiach zawitał Sakurai. Znaczy najpierw grzecznie zapukał do drzwi, ale że przed wyjściem powiedziałam mu, że może po prostu wejść do mojego domku, gdy będzie odnosił pojemniczek po ciastkach, zaraz potem wszedł do środka.
-Przepraszam za najście, Aki-chama – powiedział, ściągając buty. – Twoje ciasteczka były wspaniałe.
-Dziękuję, Sakurai-kun – odpowiedziałam i pospiesznie wstałam z podłogi. – Chcesz się czegoś napić? A może jesteś głodny? Ja mogłabym zjeść konia z kopytami…
-Bardzo dużo mówisz, Aki-chama – przerwał mi, a ja zarumieniłam się chyba po czubek głowy.
-Przepraszam, Sakurai-kun – mruknęłam. – To jak? Zjesz ze mną późny obiad?
-Nie chcę się narzucać. Raz już dla mnie gotowałaś.
-Nie narzucasz, ale będziesz musiał chwilę poczekać.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-W takim towarzystwie z radością…
-No to mi pomożesz.
-Hę? Miałem nigdy nie gotować!
-Spokojnie, tylko będziesz mi podawał rzeczy. To jak?
-Jestem gotowy do pracy – oznajmił. 
-To dobrze. – Schyliłam się do kamery w laptopie. – Muszę kończyć, Nat.
-Co? Czemu? – spytała.
-Sakurai-kun przyszedł.
-Twój sąsiad jest ważniejszy ode mnie?
-Nie, Nat, ale… Jestem głodna, a on obiecał mi pomoc przy obiedzie.  Przepraszam, Nat.
-Jasne, nic się nie stało… Pogadamy jutro.
-Pewnie. Na razie, Nat.
-Pa.
Wyłączyłam laptop, a potem zaprowadziłam Sakuraia do kuchni. Nie była tak wszechstronna jak jego, ale również nowoczesna, co było takim prezentem od mamy. Wiedziała, że kocham gotować, więc specjalnie dla mnie sprezentowała taką kuchnię.
-Nie mamy wiele do roboty – powiedziałam. – Soczewica już jest gotowa, a bulion ugotowałam zaraz po szkole.
-A co robimy?
-Zupę meksykańską z batami, kurczakiem i soczewicą.
-Brzmi pysznie.
-I takie będzie. – Sięgnęłam po dwa ząbki czosnku i tarkę z szafki nad moją głową, po czym podałam to mojemu pomocnikowi. – Masz bardzo ważne zadanie, Sakurai-kun. Musisz zetrzeć czosnek. Dasz radę?
-Tak jest!
-Wspaniale.
W czasie gdy Sakurai zajmował się czosnkiem jak obrałam cebulę i pół batatu, a potem pokroiłam w kostkę. Później wrzuciłam to do garnka i dodałam łyżkę oliwy. W tym czasie mój dzielny pomocnik uporał się ze swoim zadaniem i do mieszanki dorzuciłam czosnek. Wszystko to podsmażałam przez pięć minut.
-Sakurai-kun, wyjmij kurczaka z lodówki – poleciłam. – Jest pokrojony w kostkę, w czerwonej miseczce. A potem jakbyś mógł to podgrzej bulion.
Kiwnął głową, chociaż po jego twarzy widziałam, że czuł się niepewnie.
-Nie martw się, Sakurai-kun. Kuchnia dla mnie jest jak jezioro dla ciebie. Nie pozwolę ci tu utonąć.
Jego twarz rozpogodziła się odrobinę i wrócił do wykonywanych. Ja w tym czasie dorzuciłam do mieszanki soczewicę oraz wcześniej przygotowane przyprawy. Gdy to już było gotowe wystarczyło zalać to gorącym bulionem i dodać kurczaka, a potem gotować jeszcze kwadrans.
-Gotowe – powiedziałam, gdy nasza misja zakończyła się sukcesem.
-Wygląda na jadalne – stwierdził.
-I takie jest – zapewniłam. Przelałam jedzenie do miseczek, a potem jedną z nich podałam Sakuraiowi. Ten złożył dłonie i uśmiechnął się
-Itadakimasu![2] – powiedział.
-Itadakimasu!


Następnego dnia poszłam na spotkanie szkolnego chóru. Bardzo się przed tym stresowałam i w ostatniej chwili nawet chciałam zawrócić, ale siostra Sakuraia mnie zauważyła.
-Akira-chan! – zawołała radośnie. – Jednak przyszłaś.
-Ja… Uhm… No cóż…
-Bardzo się cieszę, że dałaś nam szansę.
-Jak dla mnie nie potrzebujemy nowych członków – mruknęła jej blond towarzyszka.
-Daj spokój, Aihara-chan. W chórze jest nas pięcioro z nami włącznie i będę ci bardzo wdzięczna, Akira-chan, jeżeli użyczysz nam swojego anielskiego głosu.
-Ale ja… Ja naprawdę nie jestem najlepsza przy… Uhm, przy publice.
-Jestem pewna, że poradzisz sobie świetnie – zapewniła mnie. Uśmiechnęła się i pokazała dwa uniesione kciuki. – Ganbatte! [3]
-Dziękuję – mruknęłam, po czym podreptałam do klasy, gdzie chór miał swoje spotkania. Poza mną i Sakurai-chan z dwiema towarzyszkami w klasie były jeszcze dwie osoby. Jedną z nich była dziewczyna z lekko wystającymi jedynkami i włosami upiętymi w dwa kucyki, a drugą chudy i wysoki chłopak o twarzy wyglądającej nienaturalnie młodo i krótko ściętymi włosami.
-Ohayo![4] – przywitała ich radośnie Sakurai-chan. Miałam w sobie nawet więcej energii niż jej brat. – Przywitajcie proszę naszą nową członkinie, Akira Yuni.
-Ohayo gozaimasu[5] – mruknęłam i ukłoniłam się. – Jestem Akira Yuni, miło mi was poznać.
-Akira Yuni? Ta która chciała popełnić samobójstwo? – spytał chłopak.
-Hę? Jakie samobójstwo? – spytałam.
-Ostatnio dziewczyny z klasy D o tym mówiły… Akira Yuni, klasa B, przyjechała z Anglii do Japonii za namową psychologa, ponieważ chciała się zabić po tym jak rzucił ją chłopak.
-Bakayaro![6] – zawołała dziewczyna z kucykami.
Zaśmiałam się ciut nerwowo.
-To nieprawda – zapewniłam. – Moi rodzice się rozwiedli, więc z mamą przyjechałyśmy w jej rodzinne strony.
Chłopak skinął głową.
-Rozumiem – powiedział. – Wiedziałem, że nic z ust klasy D nie może być wiarygodne.
-Bakayaro – wymamrotała dziewczyna z kucykami. – Dlatego nie masz dziewczyny. Jesteś po prostu wredny.
Ten wzruszył tylko ramionami.
-Byliby uroczą parą, co? – szepnęłam do mnie Sakurai-chan. Skinęłam głową.
-T-tak – mruknęłam.
Dziewczyna odchrząknęła.
-No dobrze, myślę, że powinniśmy się przedstawić. Tylko grzecznie.
-Ach tak! Przepraszam! Jestem Mori Katsuko z klasy 1F – powiedziała dziewczyna z kucykami.
-Kotara Shun z klasy 3A – przedstawił się chłopak.
-Aihara Norie, klasa 2A – rzuciła blondynka.
-Tsuda Noriko, klasa 2A – dodała ta z fryzurą na boba.
-Bardzo miło mi was poznać – zapewniłam.
-Nam ciebie też – zawołała wesoło Mori-chan i uściskała mnie. – Mam nadzieję, że będziemy przyjaciółmi, Akira-senpai![7]
-Ja też, Mori-chan – odparłam.
-Może Sakurai-kun miał rację – pomyślałam. – Może naprawdę tylko tyle wystarczy, żeby wszystko poszło dobrze?

[1] „Hai” w tym wypadku oznacza po prostu „dobrze”
[2] „Smacznego”
[3] „Cześć” – mało oficjalne.
[4] „Dzień dobry” – bardziej oficjalne
[6] „Głupek, idiota”

[7] przyrostek używany przez uczniów młodszych wobec tych starszych