Rozdział 11 ~ Rozbieżność dróg
Akira’s
POV
-Ale mnie wystraszyłaś,
Akira-senpai – powiedziała Mori-chan. Odwiedziła mnie trzeciego dnia w
szpitalu.
-Przepraszam – mruknęłam.
-To absolutnie nie twoja
wina – zapewniła. – Ale żałuję, że nie dorwałam tego, kto zrobił ci krzywdę.
Zdzieliłabym go ciosem karate!
-Znasz karate?
-Nie, ale widziałam to na
filmach.
Parsknęłam śmiechem.
-Mori-chan jesteś
przemiła. Nikt nigdy nie był gotowy walczyć dla mnie telewizyjnym karate.
-To byłby dla mnie
zaszczyt.
Do mojej sali weszła mama
Sakurai-kuna. Bardzo ją lubiłam. Była przemiła, a wczoraj nawet opowiedziała mi
o tym jak Sakurai-kun dawał koncerty przed publiką z pluszowych misiów.
-Dzień dobry, dziewczynki
– powiedziała.
-Dzień dobry, Sakurai-san
– odpowiedziałyśmy jej.
-Jak się dziś czujesz,
Akira?
-Dobrze. Tylko trochę
kręci mi się w głowie.
-To normalne, powinno ci
niedługo przejść. Niczego poza tym nie zauważyłaś?
-Nie.
-W takim razie myślę, że
dziś wieczorem będziesz mogła wrócić do domu. Nie ma sensu trzymać cię tutaj w
nocy, skoro możesz spać u siebie.
-To dobrze. A będę mogła
wrócić do szkoły? Niedługo zaczynają się egzaminy.[1]
-Ach, tak, tak… Nie ma
żadnego problemu.
Kiwnęłam głową.
-Bardzo się cieszę –
przyznałam. Miałam już dość szpitala, chociaż traktowano mnie tam bardzo
dobrze. Pielęgniarki były miłe, a Sakurai-san bardzo o mnie dbała, ale
brakowało mi Sakrai-kuna. Owszem, odwiedzał mnie codziennie, ale nie mógł
zostawać długo, bo zwykle odwiedzali mnie koledzy ze szkoły.
Ale teraz miałam wrócić
do domu i w końcu mieć Sakurai-kuna tylko dla siebie.
∞
-Jesteś pewna, że nie
znajdziesz tego filmu z dubbingiem?
-Jestem pewna.
-A z lektorem?
-Też nie.
-Napisy?
-Przykro mi.
Sakurai zrobił minę
naburmuszonego dziecka. W weekend zgodził się obejrzeć ze mną film i mnie
przypilnować – na wyraźną prośbę mojej mamy, którą najwidoczniej przestało
obchodzić, co ludzie pomyślą, skoro wręcz błagała go, żeby spędził noc w moim
domu pod jej nieobecność. Oczywiście ten zgodził się z radością, a od kiedy
wyszłam ze szpitala wręcz nie odstępował mnie na krok, a pytanie się mnie o
samopoczucie dwadzieścia razy na godzinę weszło już w dzienną normę.
-Czy nie możemy obejrzeć
innego filmu? – spytał.
-Ale ja chciałam obejrzeć
ten film z tobą.
-Nic z niego nie
zrozumiem.
-Etto… To co chciałbyś
obejrzeć?
Wzruszył ramionami.
-Jakiś horror?
-Nie lubię horrorów.
-A ty co chcesz obejrzeć?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem… W zasadzie to
będę szczęśliwa jak po prostu tutaj będziesz – wyznałam, czując, że moje
policzki po raz kolejny przybierają kolor purpury.
-Mi też to wystarczy –
stwierdził i objął mnie ramieniem.
-Możemy pograć w warcaby
– zaproponowałam.
-Mi pasuje.
Zerwałam się z kanapy i
szybko pobiegłam do mojego pokoju. W szufladzie biurka miałam pudełko z
warcabami, które wyjęłam. Potem pędem wróciłam do Sakuraia, który robił miejsce
na stoliku, żebyśmy mieli, gdzie grać.
Zerknęłam na kalendarz.
-Och, jutro już jest
drugi lipca? – spytałam.
-Tak – odparł.
-Nat i jej rodzice mają
przylecieć drugiego. Będziesz mógł ich poznać.
-Hm… Chciałbym, ale jutro
muszę wyjechać. Pewnie wrócę jakoś za tydzień.
-He? Dlaczego?
-Formalności związane ze
starą pracą. Dzwonili ostatnio, że coś im się nie zgadza i muszę to załatwić.
Kiwnęłam głową.
-Rozumiem – mruknęłam. –
Ale będziesz do mnie dzwonił, prawda?
-Codziennie – zapewnił.
-I jedziesz jutro?
-Tak… W sumie to
wylatuję. Do Tokio.
-Mogę pojechać z tobą na
lotnisko? Moja mama może nas zabrać.
Sakurai uśmiechnął się i
skinął głową.
-Będę bardzo szczęśliwy,
jeżeli ze mną pojedziesz – zapewnił. Objął mnie delikatnie w pasie. – To tylko
tydzień. Minie raz dwa.
-Będę za tobą tęsknić.
-Ja za tobą też. – Dotknął palcem czubka
mojego nosa. – Tylko nie kręć się dookoła innych przystojnych facetów.
Parsknęłam śmiechem.
-Tylko ty jesteś na tyle szalony, żeby
zwrócić na mnie uwagę.
-Jestem pewien, że jest ich mnóstwo… Byle
tylko na innym kontynencie.
Zaśmiałam się, a potem wyplątałam z jego
objęć.
-Mieliśmy grać, zazdrośniku.
-Tak.
Oboje zasiedliśmy przy stoliku.
Rozstawiłam plansze.
-Zamawiam czarne – oznajmił Sakurai.
-Nie, ja zamawiam.
-Byłem pierwszy.
-Ale ja ładnie poproszę.
Sakurai wydął lekko usta.
-Zgadzam się tylko dlatego, bo masz kuku w
głowę.
Uśmiechnęłam się szeroko zadowolona, że
nie będę musiała rozpoczynać rozgrywki. W sumie tamtego wieczoru zagraliśmy
pięć razy, z czego ja wygrałam cztery, ale odrobinę podejrzewałam, że Sakurai
mógł mi się podłożyć. Ot, bo mam kuku w głowę.
∞
-Aki-chama, obawiam się, że chyba musisz
mnie już puścić – powiedział Sakurai, gdy po raz ostatni wzywano pasażerów lotu
do Tokio na pokład, a ja nie chciałam przestać go tulić.
-Jeszcze pięć minut.
-Mówiłaś to na początku odprawy. Muszę
iść.
-Będę tęsknić.
-Wiem, ja za tobą też. – Delikatnie wyplątał
się z moich objęć, a potem pocałował mnie w czubek nosa. – Do zobaczenia.
Kiwnęłam głową.
-Do zobaczenia – powiedziałam.
Obserwowałam jak Sakurai znikał w tłumie
ludzi i siłą powstrzymywałam łzy. W gruncie rzeczy to było dla mnie ogromne
wydarzenie – dopiero, co zdobyłam chłopaka, a on wylatywał do Tokio. Niby tylko
na tydzień, ale przez ostatnie miesiące widywałam go codziennie, a teraz miał
mi zniknąć na siedem długich dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin. Dziesięć
tysięcy osiemdziesiąt minut.
To długo.
-Chusteczkę? – Mama podała mi opakowanie z
higienicznymi chustkami.
Pociągnęłam nosem i przyjęłam podarunek.
-Głupio będzie pytać, czy jesteś razem,
prawda?
-Um.
-W sumie… Zawsze mogło być gorzej.
-Jest bezrobotny – zauważyłam.
-Ale wykształcony. Znajdzie pracę. Ważne
jest to, że się o ciebie troszczy. – Na twarzy mamy pojawił się lekki uśmiech.
– Ale jeżeli on złamie ci serce, ja złamię mu nogi.
-Czy to nie tata powinien tak mówić?
-A widzisz go gdzieś tutaj?
Pokręciłam głową.
-Rozmawiałaś z nim może ostatnio? –
spytałam.
-Nie. Próbowałam się do niego dodzwonić i
powiedzieć o twoim wypadku, ale włącza się sekretarka. Atsushi powiedział, że
on i Sue wyjechali na wakacje, więc do powrotu raczej ich nie złapiemy.
-Nie szkodzi – odparłam. – Co powiesz na
poranną kawę? Skoro i tak mamy poczekać na Nat i jej rodzinę, to możemy spędzić
czas w kawiarni.
Mama skinęła głową.
-To bardzo dobry pomysł – stwierdziła. – A
właściwie jak układa się tobie i Sakuraiowi?
-Dobrze. Ma do mnie sporo cierpliwości.
Nie denerwuje się, gdy jestem zbyt nieśmiała, znosi moje jąkanie i kocha jak
gotuję.
-Trudno nie kochać twojego gotowania.
Poczułam rumieńce wypływające na moje
policzki.
-Dziękuję – mruknęłam.
-To nic takiego – zapewniłam. – To co?
Idziemy?
Przytaknęłam.
Poszłyśmy do kawiarni na lotnisku, gdzie
serwowano też śniadania. Ja zamówiłam sobie dużą porcję kawy i naleśniki z bitą
śmietaną, a mama herbatę i gofry. Zajęłyśmy stolik tuż koło baru.
-Jak Atsushi sobie radzi na studiach? –
spytałam, po czym wepchnęłam do ust kawałek naleśnika.
-Chyba dobrze – stwierdziła mama. –
Wygląda na to, że będziemy mieli w rodzinie wyśmienitego prawnika za jakiś
czas.
-To dobrze.
-A ty myślałaś już o studiach?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem… Myślałam o filologii
angielskiej. Mogłabym zostać nauczycielką.
-W zasadzie to o to nie pytałam… W
styczniu skończysz osiemnaście lat i wtedy będziesz mogła wrócić do ojca.
Będziesz już dorosła.
Pokręciłam głową.
-Zostanę w Japonii.
-Przez Sakuraia.
-Między innymi, ale ciebie też nie chcę
zostawiać, ani Mori-chan, Aihary-chan, Sakurai-chan, Kotara-kuna…
-Czyli zostaniesz ze mną? A co z Nat?
Wzruszyłam ramionami.
-Zrozumie.
-Tak, jestem pewna.
-Ale pewnie będzie jej przykro.
-Jestem pewna, że Nat sobie z tym poradzi.
Skinęłam głową.
-Tak, Nat jest taka odważna i pewna
siebie… Na pewno radzi sobie lepiej niż ja.
-Ty nie radzisz sobie najgorzej. Masz
chłopaka i przyjaciół. Żeby cię przebić, Natalie musiałaby chyba wyjść za mąż.
Roześmiałam się.
-Aż tak jej się chyba nie powodzi –
odparłam.
Mama wzruszyła ramionami.
-Ja na twoim miejscu szukałabym
pierścionka – powiedziała.
-A właśnie, skoro ja mam chłopaka, to nie
wiesz może, czy Atsushi nie ma dziewczyny? Nie słyszałam o żadnej od kiedy
uciekał z domu Rose przez okno i pokłuł sobie tyłek o krzew różany.
Mama zachichotała i pokiwała głową.
-Tak – przyznała. – Ja też. Nie wspominał
nic o żadnej dziewczynie, więc chyba nie ma żadnych postępów. Albo korzysta z
tego, że jestem na innym kontynencie i mi nie mówi.
Pokiwałam głową, bo to byłoby podobne do
mojego brata. Z natury lubił dzielić się wszystkim, nie miał żadnych tajemnic,
ale za nic w świecie nie chciał mówić rodzicom o swoich związkach. Podejrzewam,
że nasz wyjazd był dla niego częściowym wybawieniem.
∞
Mnie i mamę czekała wspaniała
niespodzianka, bo wraz z Nat i jej rodziną przyleciał mój ulubiony starszy
brat. Nic a nic się nie zmienił od kiedy go widziałam ostatnim razem.
Przystojna twarz, czarne włosy i nieodłączny rozciągnięty sweter, który zawsze
miał na sobie.
Nat za to się zmieniła. Ścięła swoje
długie blond włosy i teraz sięgały jej ramion.
Roy – starszy brat Natalie – też był taki
jak go zapamiętałam. Miał dobry metr osiemdziesiąt wzrostu, przystojną twarz i
blond włosy. Ach i proste i białe zęby.
Rodzice mojej przyjaciółki też się nie
zmienili. Oboje blondyni w średnim wieku z nienaturalnie białym zgryzem.
-Yuni! – Nat rzuciła mi się na szyję i
mnie uściskała. – Jak ja się za tobą stęskniłam.
-Ja za tobą też – przyznałam.
-Co ci się stało w czoło?
-Nic takiego, wypadek na basenie.
-Ach tak… I ja nic o nim nie wiem?
-Nie chciałam cię martwić. To tylko głupie
rozcięcie.
-Lekarze cię zbadali?
-Oczywiście, że tak – wtrąciła mama. –
Sakurai-san świetnie zaopiekowała się moją córeczką.
-Tak – przytaknęłam. – Sakurai-san jest
przemiła.
-Kim jest Sakurai? – spytał Roy.
-Hm… To chirurg z miejscowego szpitala –
wyjaśniłam. – Ona się mną zajmowała, po tym jak zrobiłam sobie kuku w głowę.
Mój telefon nagle zawibrował. Szybko
wyciągnęłam telefon i uśmiechnęłam się szeroko, widząc, że to Sakurai dzwonił.
-Moshi-moshi?[2]
– spytałam do słuchawki, przechodząc na japoński.
-Cześć. Właśnie doleciałem do Tokio –
powiedział.
-Rozumiem… Jesteś już w hotelu?
-Umm[3]. Czekam na mój bagaż.
-Chyba się nie zgubił, prawda?
-Kto wie, ale wątpię… O, już go widzę.
Wszystko w porządku, nie musisz się martwić.
-Tak jest!
Dostrzegłam, że mama uśmiechnęła się
chochlikowato. Poklepała mnie po ramieniu, a potem powiedziała do naszych
gości:
-Chodźmy przodem. Zaprowadzę was do
samochodu.
-Czy twoja przyjaciółka już jest w
Japonii? – spytał Sakurai.
-Tak.
-Przepraszam, że nie mogłem się z nią
spotkać.
-To nie twoja wina, Sakurai-kun. Rozumiem,
że musisz to załatwić.
-Niestety… Ale wynagrodzę ci to.
-Obiecujesz?
-Um.
-Tylko nie gotuj.
Parsknął śmiechem. Lubiłam, gdy się śmiał
– uważał to za jeden z przyjemniejszych dźwięków. Poza tym widzenie Sakuraia
szczęśliwym sprawiało mi radość.
-Nie będę gotować – obiecał. – Ale wymyślę
coś specjalnego.
-Liczę na ciebie, Sakurai-kun.
-Czy twoja przyjaciółka nie gniewa się, że
ze mną rozmawiasz?
-Nie. Mama zabrała resztę, żeby spakować
walizki do auta. Chyba powinnam do nich dołączyć.
-Tak, chyba tak. Zadzwonię jeszcze
później.
-Na pewno?
-Tak – zapewnił. – Baw się dobrze.
-Ty też, nawet jeśli masz tam załatwiać
formalności.
-Dziękuję. Do usłyszenia.
-Bai,
bai.
Sakurai’s
POV
Widok paparazzich na tokijskim lotnisku
mnie nie dziwił. O wiele łatwiej tutaj znaleźć jakąś gwiazdę niż u takowej w
domu. Nie zdziwiło mnie też to, że robiono mi zdjęcia – mimo przejścia na
muzyczną emeryturę wciąż byłem wartościowym towarem. Na początku nawet dziwnie
mi było z czymś takim, ale teraz – było to dla mnie równie normalne, co
oddychanie.
Spod lotniska pojechałem taksówką do
hotelu, gdzie miałam zarezerwowany pokój na cały tydzień. Przyjmowała mnie
młoda dziewczyna, pewnie nie była wiele starsza od Aki-chama.
-Witamy w oh!
Dałbym sobie głowę uciąć, że ten hotel się
tak nie nazywał.
-S-Sa-Sakurai A-Aki! – pisnęła.
Uśmiechnąłem się do niej. Zawsze bardzo mi
schlebiało to, że ludzie mnie rozpoznawali.
-Tak, to ja – przyznałem. – Mam tutaj
zarezerwowany pokój.
-Och, wow… Mogę zrobić sobie z tobą
zdjęcie?
Skinąłem głową.
-Jasne.
Dziewczyna pisnęła, szybko wygrzebała
komórkę z kieszeni swoich spodni, a potem podeszła do mnie.
-Uśmiech! – zawołała, po czym zrobiła nam
zdjęcia. – Bardzo dziękuję – dodała.
-Żaden problem – zapewniłem. – Ale teraz
bardzo chciałbym dostać się do mojego pokoju.
-Ach, tak! Sakurai Aki, pokój 203. To
pańska karta magnetyczna. Życzę miłego pobytu.
-Dziękuję – powiedziałem, przyjmując
kartę. Powolnym krokiem ruszyłem do mojego pokoju. Nie spieszyło mi się głównie
dlatego, że i tak bym się nudził. Telewizja jakoś mnie nie bawiła, do Internetu
wolałem nawet nie zaglądać, a Aki-chama była daleko ode mnie. Niby mogłem do
niej zadzwonić, ale jej przyjaciółka mogłaby mi mieć to za złe – w końcu nie
widziały się od ponad miesiąca. No i niedługo zaczynały się testy, powinna
skupić się na nauce, nie na mnie.
Otworzyłem drzwi mojego pokoju i wszedłem
do środka. Jak przystało na wysoko ceniony hotel znajdowało się tutaj ogromne
łóżko, barek i plazmowy telewizor.
Rzuciłem moją torbę na podłogę i
przeszedłem do łazienki. Ściągnąłem z siebie niebieską bluzę i dżinsy, po czym
wskoczyłem pod prysznic – i to z niecnym zamiarem wykorzystania darmowego
szamponu i mięciutkiego szlafroka. Bądź co bądź za coś płaciłem czternaście
tysięcy jenów za noc.[4]
Odkręciłem kurek z ciepłą wodą, a potem
wsunąłem się do kabiny prysznicowej. Zawsze po podróży czułem potrzebę kąpieli
– nawet jeśli była to podróż komfortowa, a ja nawet się nie spociłem.
Po prysznicu zgodnie z planem owinąłem się
puchatym szlafrokiem. Jeszcze przed opuszczeniem pomieszczenia zerknąłem w
lustro. Przejechałem dłonią po szkle, żebym zetrzeć parę. Zauważyłem, że włosy
zaczynały mi odrastać – zgodnie z radą stylisty farbowałem włosy na kolor
kasztanowy (podobno bardzo mi pasował). W rzeczywistości miały one odcień
ciemnego brązu – identycznego jak u mojej mamy, gdy była młodsza.
Byłem ciekaw jak kiedyś wyglądałyby moje
dzieci. Ilu miałbym synów, a ile córek? Byliby bardziej podobni do matki, czy
do mnie? Też odziedziczyliby ten kolor włosów? Potrafiliby śpiewać? Czy w ogóle
lubiliby muzykę? Też myliłyby sól z cukrem?
A może byłyby bardziej jak ona? Byłyby
nieśmiałe? Inteligentne? Pojęłyby język angielski? Może potrafiłyby wyczarować
w kuchni prawdziwe cuda?
-O czym ty myślisz? – mruknąłem, zdając
sobie sprawę, że już wyobrażałem sobie Aki-chama jako matkę moich dzieci. – Ona
ma dopiero siedemnaście lat.
Poza tym parą byliśmy zaledwie od kilku
dni i chociaż czułem się do niej naprawdę przywiązany, to chyba po prostu nie
wypadało mieć takich myśli. Co nie zmieniało faktu, że się pojawiały. Naprawdę
liczyłem na to, że związek z nią będzie poważny, ale jednocześnie wiedziałem,
że spore szanse były na to, że nasz związek nie wypali przez nasz wiek. Nie
tylko dlatego, że ona na pewno chciała skupić się na nauce, a ja myślałem już o
rodzinie i dzieciach, ale też przez to, że kręciło się wokół niej więcej rówieśników.
Osób, które rozumiały ją o wiele lepiej ode mnie.
Z sypialni doszedł mnie dźwięk mojej
komórki. Niezbyt chętnie poszedłem po telefon, bo byłem pewien, że to ktoś z
agencji, ale gdy zobaczyłem, że to Aki-chama moje serce zabiło szybciej –
zupełnie jakbym znów był zakochanym nastolatkiem.
-Halo? – spytałem do słuchawki.
-Sakurai-kun?
-Cześć. Nie powinnaś teraz bawić się z
przyjaciółką?
-Umm. Jestem u ciebie w domu. Chowam się
przed nimi.
-Dlaczego?
Przyznam, że szczerze mnie to zmartwiło. W
końcu Aki-chama bardzo tęskniła za swoją przyjaciółką, do momentu jej wyjazdu
do Japonii były niema nierozłączne, więc czemu się ukrywała?
-Jest ich tam tak dużo… I wszyscy pytają
mnie o coś… A Nat w ogólnie mnie nie broni! Cały czas tylko gada z moim bratem.
-On też jest?
-Um.
-Aki-chama…
-Wiem, że to co mówię jest dziecinne.
Jestem już prawie dorosła, a boję się z nimi skonfrontować i jeszcze oczekuję,
że inni mnie od tego wybronią.
-Nie to chciałem powiedzieć, Aki-chama.
Chciałem powiedzieć, że przykro mi, że nie mogę tam być i cię bronić.
-Sakurai-kun…
-A póki nie wrócę możesz zabarykadować się
w moim domu.
-Dziękuję, Sakurai-kun. Cieszę się, że cię
mam.
Westchnąłem.
-A ja cieszę się, że mam ciebie –
odparłem, zdając sobie sprawę z tego, że jestem szczęściarzem.
[1] W Japonii japońska młodzież ma
egzaminy co semestr, te o których mówi Yuni, odbywają się w połowie lipca,
potem następują ferie letnie
[2] Mówi się to przy odbieraniu telefonu
[3] Um – tak, umm - nie
[4] 14000 jenów – ok 500 złotych