środa, 20 września 2017

Rozdział 13 ~ Nigdy mnie nie zostawiaj




Sakurai’s POV

Kolejnego dnia zgodnie z zapowiedzią Hoshikawy wpadli do mnie chłopacy z zespołu, na których składało się trzech wyrośniętych dzieciaków:
Satoshi Isao, lat dwadzieścia osiem. Znaliśmy się od podstawówki i traktowałem tego tlenionego na blond idiotę jak brata, naprawdę był dla mnie ważny – w końcu niemal się razem wychowaliśmy. Mimo tego, że to ja byłem twarzą zespołu, to miał straszne parcie na sławę, zmieniał kobiety jak rękawiczki i nie widział niczego lepszego od blasku fleszy.
Kanekeshi Sato, dwadzieścia siedem lat. Poznaliśmy go na pierwszym roku studiów i okazało się, że bardzo szybko złapaliśmy wspólny język. Jego miłością póki co była tylko muzyka, którą okazywał poprzez grę na perkusji i ewentualnie czasem zdradzał ją z grą w rozbieranego pokera, gdy wypił za dużo.
Satoshi Haru, był w wieku Sato i kuzynem Isao. Z całej naszej grupy był najspokojniejszy i najcichszy, w zasadzie nie lubił się odzywać. Jako jedyny był częścią stałego związku – znaczy, teraz i ja miałam dziewczynę, z którą wiązałem spore nadzieje, ale on robił to jako pierwszy.
-I jak tam życie na rodzinnej pipidówie? – spytał Isao.
-Dobrze – odparłem i wygodniej rozsiadłem się na moim łóżku. – Muszę spotkać się z kilkoma urzędasami z agencji, bo mają jakieś problemy z księgowością i wracam do domu.
-Gadałeś z Hoshikawą?
-Tak. Wczoraj.
-Czyli wiesz, co nas czeka, jeżeli nie wrócisz?
-Zdaję sobie z tego sprawę – mruknąłem.
-I dalej chcesz nas zostawić na lodzie?
-Nie jestem jedynym piosenkarzem w Japonii, więc może zepnijcie się trochę i z którymś zakumplujcie?
-Aki… Stary, bez ciebie to nie przejdzie.
-Albo po prostu lubicie sobie utrudniać. Hoshikawa powiedział mi, że tracicie moich zastępców, bo nie chcecie ich zaakceptować.
-Ja nawet lubiłem Taigę – mruknął Sato cicho. Isao rzucił mu mordercze spojrzenie, którym ten się niezbyt przejął.
-Aki, gramy razem dziesięć lat i znamy się od dzieciaka. Nie mów mi, że wystawisz brata, stary.
-Nie, nie wystawię, ale tu nie ma nic do wystawiania. Odszedłem z zespołu, mam do tego prawo.
-Niszczysz mi w ten sposób życie – warknął. Przyznam, że czasem chciałem mu przywalić. Wkurzało mnie to, że nie widział nic poza czubkiem swojego nosa.
-A to, że ty niszczysz mi życie masz gdzieś? – odparłem z niemniejszym gniewem.
-A jak ja mogę ci niszczyć życie, idioto?
-Dobra! Haru, kiedy ostatni raz widziałeś się na żywo z Nanami-chan? – spytałem. Chłopak podrapał się po policzku.
-Sam nie wiem… Ze dwa miesiące temu?
-A planujecie się pobrać?
-Nie… Nanami myśli, że za rzadko jestem w domu.
-Rozumiem. – Spojrzałem na Isao. – Teraz rozumiesz? Bycie w zespole oznacza bycie daleko od domu.
-I co z tego? – odparł.
-Nie wymienię Akiry na was. Nie chcę widywać jej raz na jakiś czas i nie chcę zmuszać jej do tego samego.
-Czyli wybierasz jakąś durną laskę? Dobra, znajdę ci dziesięć takich…
-Zamknij się – przerwałem mu. – Nie waż się tak o niej mówić.
-Ale taka jest prawda! Poza tym ona pewnie jest jak reszta, pozna kogoś lepszego od ciebie i mu…
-Wystarczy! – krzyknąłem. – Powiedz jeszcze słowo, a ci przyłożę.
-Mogę się założyć, że jest tak samo łatwa jak poprzednie.
Krew się we mnie zagotowała. Ten dupek nie miał prawa tak mówić. Aki-chama była najbardziej uroczą dziewczyną na świecie i przewyższała inne kobiety, z którymi byłem. Może i odrobinę brakowało jej pewności siebie (a raczej odwagi do nawiązywania znajomości), ale była miła, dobra, inteligenta i lubiła mnie nie za to, jak sławny byłem lub jak przystojną miałem twarz, a za mój charakter.
Dlatego nikt nie miał prawa jej obrażać. Była najlepszym, co mnie spotkało od dawna. Sprawiła, że poczułem się bardzo szczęśliwy, robiąc niewiele.
Zerwałem się z łóżka i rzuciłem na Isao. Oboje niefortunnie uderzyliśmy o stolik i mebel rozpadł się pod naszym ciężarem. Przywaliłem mu w twarz, za co on mi się odwdzięczył tym samym. Trafił w nos, ale nie złamał mi go. Wymierzyłem w niego kolejny cios, gdy odciągnął mnie Sato.
-Starczy już – powiedział.
-Sam uznam, kiedy starczy – warknąłem, chcąc się wyrwać, ale Sato miał silny uścisk.
-Nie, pójdziemy już… Bądź szczęśliwy ze swoją dziewczyną.
-Będę – burknąłem.
Kumpel puścił mnie, a potem pomógł Haru wywlec Isao, który darł się, że nic nie obchodzi mnie jego życie. No cóż, jeżeli tak stawiał sprawę, to rzeczywiście – miałem je gdzieś.


Kolejnego dnia rano obudził mnie telefon z numeru zastrzeżonego.
-Ugh, tak? – mruknąłem.
-Dzień dobry, z tej strony Adachi Mako z Tokyo News. Mam kilka pytań w sprawie bójki.
-Jakiej bójki?
-Między tobą, a Satoshim Isao?
-Nie było żadnej bójki – burknąłem.
-Z bardzo rzetelnego źródła wiemy, że…
-To zapytajcie źródła, a nie mi zawracacie głowę – warknąłem do słuchawki i nim zdążyłem pomyśleć, rzuciłem telefonem o ścianę. Urządzenie roztrzaskało się.
Przesunąłem palcami po włosach. Zazwyczaj się nie wściekałem i znosiłem durne gadki Isao. On zresztą wytrzymywał każdą moją beznadziejną miłość. Naprawdę był ze mnie okropny romantyk, co przelewało się na wieczne gonienie za miłością, absurdalne marzenie o dwójce (to opcjonalna cyfra) dzieci i domku nad jeziorem, ciągłe randki i marudzenie na temat miłości na całe życie.
Przez ostatnich niemal trzydzieści lat znosiliśmy siebie nawzajem, a wczoraj się pobiliśmy i dodatkowo wciąż byłem na niego wściekły. Dzień wcześniej nawet nie odebrałem od Aki-chama, bo byłem na tyle wzburzony, że bałem się, że jeszcze wyładowałbym złość na niej.
A w obecnej chwili nie miałem nawet telefonu, żeby do niej zadzwonić i ją przeprosić.

Akira’s POV

-Akira-chan, dobrze się czujesz?
Zerknęłam nieprzytomnie na Sakurai-chan. Jej głos dochodził do mnie jak zza tafli wody.
-Umm, kręci mi się w głowie – mruknęłam.
-Zaprowadzić cię do pielęgniarki?
-Nie trzeba. Powinno mi zaraz przejść – odparłam.
-Na pewno? Yuki-san powinna być jeszcze w szkole.
Dopiero, co skończyliśmy spotkanie chóru, a pielęgniarka zwykle wychodziła pół godziny po tym, gdy ostatni klub miał spotkanie.
-Na pewno – odparłam. – Już i tak mi lepiej.
-A, to dobrze. – Uśmiechnęła się. – Odprowadzić cię do domu, Akira-chan?
-Nie chcę, żebyś przeze mnie nadrabiała drogi… Uhm, Sakurai-chan, czy nie rozmawiałaś może z twoim bratem?
-Nie, przykro mi. A do ciebie też się nie odzywał?
-Umm.
-Pewnie ma sporo na głowię.
Kiwnęłam głową.
-Tak, może tak – mruknęłam. – Do zobaczenia, Sakurai-chan.
-Trzymaj się – odparła i ruszyła w kierunku przeciwnym do mojego.
Sakurai-kun miał wrócić do domu jutro i od niemal tygodnia się nie odzywał. Nie odbierał telefonów, ani nie odzwaniał, nie posiadał też żadnych kont społecznościowych, żebym mogła się z nim skontaktować. Teraz chodziłam cały czas przerażona, bo miałam dwie opcje: albo coś mu się stało, albo zdecydował się wrócić do pracy w Tokio i nie miał odwagi mi o tym powiedzieć. W sumie nie wiedziałam już, co byłoby gorsze. Znaczy nigdy pod żadnym pozorem nie chciałabym, żeby coś mu się stało, ale przerażało mnie to, że mógłby ze mną zerwać. Niby nie byliśmy razem długo, w zasadzie to bardzo krótko, ale chciałam z nim być. Naprawdę bardzo mi zależało i nie umiałam sobie wyobrazić tego, że mogłaby, z nim nie być.
Zatrzymałam się na moment, czując ból pod czaszką. Ostatnio coraz częściej mnie bolała, ale i mama i Sakurai-san twierdziły, że to całkowicie normalne – w końcu od wypadku minął ledwie tydzień.
Po kilku głębszych wdechach ból minął, a ja już bez większych ekscesów wróciłam do domu. Tam zastałam walizki mojej ulubionej rodziny stomatologów i Atsushiego.
-Następnym razem ty odwiedzisz mnie – oznajmiła Nat.
-Tak… Na pewno. Będę tęsknić.
-Ja za tobą też. Ostrzeż tego swojego kochasia, że jeszcze się z nim spotkam.
Uśmiechnęłam się.
-Tak jest! – zawołałam i zasalutowałam. Moja przyjaciółka roześmiała się i przytuliła mnie. Mniej więcej w tym momencie łzy pociekły mi po twarzy i pociągnęłam nosem. – Nie chcę, żebyś jechała – pożaliłam się.
-Ja też nie chcę jechać, ale muszę. No, nie płacz.
-Mhm… Postaram się.
Ale wcale nie przestałam płakać. Rozryczałam się jeszcze bardziej i nie chciałam puścić Nat za żadne skarby. Kwadrans mnie przekonywała, że czas do następnej przerwy minie szybciej i wciąż ja mogłam polecieć do Londynu jeszcze w tym miesiącu – w końcu i mnie czekały wakacje. Finalnie dałam im odjechać i zostałam sama.


Kolejnego dnia od samego rana czekałam na lotnisku. Nie wiedziałam, o której Sakurai miał wrócić, ale wiedziałam, że to ten dzień, więc z samego rana wsiadłam w autobus i pojechałam na lotnisko. Dotarłam tuż przed pierwszym przylotem samolotu z Tokio, których miało być jeszcze trzy. Odpowiednio o ósmej, dwunastej i szesnastej dwadzieścia.
W zasadzie to nie miałam w planach jechać i odbierać go z lotniska, ale chciałam go spotkać jak najszybciej i wyjaśnić sytuację. Nie mogłam spać po nocach, bo martwiłam się, że mnie zostawi. W sumie nie dziwiłabym się temu, bo nie było we mnie nic, co mogłoby go przy mnie zatrzymać. Nie uważałam, żebym była złą dziewczyną, ale nic mnie nie wyróżniało. Miałam cechy co drugiej Azjatki, podczas gdy Sakurai całkowicie odstawał od reszty. Dlatego tak bardzo go lubiłam, bo był inny ode mnie. Nie bał się ludzi, robił szalone rzeczy jak kąpanie się w jeziorze z ledwo poznaną dziewczyną i szczerze – nie wiem, czy poradziłabym sobie bez niego w Japonii.
Przygryzłam lekko dolną wargę.
Gdyby teraz odszedł na pewno bym sobie nie poradziła. Nie przez stratę chłopaka, ale przez to, że odszedłby ode mnie przyjaciel. Był mi najbliższą osobą w Japonii, bliższą nawet od mamy.
Nie mógł mnie zostawić.
-Aki-chama?
Szybko uniosłam głowę, słysząc głos Sakuraia. Nawet nie zauważyłam, gdy wybiła godzina pierwszego z trzech przylotów.
-Co ty tutaj robisz? – spytał.
-Ja… Uhm… Sakurai-kun…
-No tak, ja. Mama jest z tobą?
-Umm, przyjechałam autobusem.
-Wiedziałaś, o której mam przylot?
-Uhm… Nie… Czekam tu od rana – wyznałam, czując, że moje policzki zrobiły się czerwone.
-Głuptas – zaśmiał się. – Nie musiałaś tego robić.
-Musiałam. Bo ja… Chcę ci coś powiedzieć.
-I musiałaś przyjechać po to aż tutaj? Coś się stało?
Pokręciłam głową.
-Nie, ja po prostu… Wiem, że zaproponowali ci powrót do pracy w Tokio, ale czy mógłbyś tam nie wracać? Nie zostawiaj mnie.
Sakurai zamrugał kilka razy, a potem kucnął koło mojego krzesełka. Chwycił moje dłonie i uśmiechnął się łagodnie.
-Co ci strzeliło do głowy? Nie wrócę do Tokio, już to tłumaczyłem, prawda?
-Tak, ale… Nie odbierałeś i… Bałam się, że zmieniłeś zdanie.
-Nie zmieniłem, tylko popsuła mi się komórka. Będę musiał kupić nową.
-I nie chcesz mnie zostawić?
-Nie. Obiecałem ci, że będę się tobą opiekował, tak? Czyli dopóki nie powiesz, że mnie nie kochasz, nie uwolnisz się ode mnie.
Roześmiałam się radośnie i zarzuciłam Sakuraiowi ramiona na szyję.
-Nigdy tego nie powiem – oznajmiłam.
-Mam nadzieję – odparł, stykając się ze mną czołem. – Bo jestem w tobie po uszy zakochany i nie chciałbym tego nigdy usłyszeć.
Przymknęłam powieki i wtuliłam się w niego mocniej.

-Też jestem w tobie zakochana – powiedziałam cicho.

sobota, 2 września 2017

Rozdział 12 ~ To nie są moje wakacje




Akira’s POV

Do domu wróciłam dopiero rano, żeby wziąć moje rzeczy do szkoły i przebrać się w mundurek. Wszyscy jeszcze spali – poza mamą, która właśnie wróciła z nocnego dyżuru.
-Nie nocowałaś tutaj? – spytała, gdy pakowałam moje bento.
-Umm. Chciałam pouczyć się do egzaminów, a przez naszych gości było tutaj bardzo głośno.
-Ach, rozumiem. Cieszę się, że tak przykładasz się do nauki.
Skinęłam głową.
-A rozmawiałaś z Sakuraiem? Jak jego podróż do Tokio?
-Dobrze. Zatrzymał się w przytulnym hoteliku i dziś chce załatwić wszystkie niejasności. Liczy, że uda mu się to zakończyć szybciej.
Mama uśmiechnęła się i pokiwała głową.
-Miło mi patrzeć na to jaka jesteś z nim szczęśliwa – przyznała. – Pod tym względem przypominasz mi mnie, gdy poznałam twojego ojca.
Przygryzłam lekko dolną wargę i spojrzałam na moje buty.
-Mamo, czy ty gniewasz się na tatę? – spytałam.
-Gniewam? Nie. Jestem na niego wściekła. Mam ochotę wydrapać mu oczy. – Westchnęła. – W gruncie rzeczy bardzo cierpiałam na samym początku, bo mimo tylu lat bardzo go kocham, ale teraz… Cieszę się, że tutaj jesteśmy.
-Dlaczego?
-Gdybym nie rozwiodła się z twoim ojcem i nie zabrała cię tutaj, teraz nie widziałabym ciebie takiej szczęśliwej.
Uśmiechnęłam się.
-Jesteś jeszcze młoda – powiedziałam. – Znajdziesz sobie jakiegoś fajnego faceta i będziesz szczęśliwa.
-Cieszę się, że tak uważasz, Yuni.
Zerknęłam na zegarek naścienny.
-Muszę już iść – powiedziałam. – Odwiedzę cię jeszcze po szkole i przyniosę obiad, dobrze?
Mama kiwnęła głową, a potem dała mi całusa w czoło.
-Powodzenia w szkole.
-Dzięki, mamo.
Zarzuciłam plecak na ramiona, a potem wyszłam z domu. Wskoczyłam na mój rower i pojechałam do szkoły. Wprawdzie spóźniłam się na poranny apel, ale nikt się mnie o to nie czepiał.
Lekcje mijały mi powoli i przyjemnie. Nigdy nie miałam problemów z nauką, a gdyby wykluczyć relację z ludźmi to mogłabym nawet lubić szkołę. Znaczy – teraz ją lubiłam. Nawet uwielbiałam, a wszystko dzięki chórowi. Codziennie jadłam z nimi obiad w szkole i mogliśmy spotykać się po lekcjach.
Naprawdę mi się podobało.
Lubiłam nawet to, że Sakurai-chan wypytywała mnie o związek z jej bratem.
-Czyli odwiozłaś go wczoraj na lotnisko, tak?
-Um.
-I pożegnaliście się namiętnym pocałunkiem? – spytała Mori-chan. Kotara-kun pstryknął ją palcami w policzek.
-To nietaktowne – upomniał ją.
-A ty to niby jesteś mistrzem taktu?
-Nie muszę być pisarzem, żeby oceniać książki – odparł.
-Bakayaro.
-A ja uważam to za dobre pytanie – oznajmiła Sakurai-chan. – Całowaliście się?
-Nie.
-Co? Dlaczego?
-Uhm… Bo się nie spieszymy?
-A myślałam, że europejskie dziewczyny nie mają oporów – mruknęła Aihara-chan.
-Jest Azjatką – zauważyła Tsuda-chan. – I dobrze, że się nie spieszą.
-Też to popieram – dodał Kotara.
-Ale jak to popierasz? – pisnęła Mori-chan. Wyglądała na autentycznie zszokowaną. Chyba Kotara-kun w ten sposób zniszczył jej fantazje.
-Normalnie. Popieram.
-Ale czemu?
-Ponieważ związek powinien mieć jakiś staż zanim para przejdzie do czynności seksualnych.
Wypuściłam z siebie powietrze.
-Czynności seksualne? – powtórzyłam w myślach.
-Czy możemy o tym nie rozmawiać? – spytałam. – To niezręczne.
-Racja – podchwyciła Mori-chan. Najwidoczniej nie chciała wiedzieć czego jeszcze nie popiera wybranek jej serca. – Jak wam idzie nauka do egzaminów?
-Dobrze – stwierdził Kotara. – A tobie kiepsko jak zawsze.
-Bakayaro – mruknęła dziewczyna. – Wcale nie idzie mi tak źle!
-Polemizowałbym.
-Huh!
Mimowolnie chwyciłam Kotara-kuna za ucho i pociągnęłam lekko.
-Bądź miły – upomniałam go. Chłopak westchnął.
-Dobrze, może i racja. Mori nie idzie aż tak źle – przyznał.
-Och, Kotara-senpai! – pisnęła zadowolona pierwszoklasistka i uwiesiła mu się na szyi. Kotara rzucił mi spojrzenie, które wręcz mówiło „Zadowolona?”. Wyszczerzyłam się w uśmiechu i uniosłam kciuk w górę.
-Ej, mam pomysł – oznajmiła Rina. – Może po szkole pouczymy się razem?
-Ja nie mam nic przeciwko – przyznała Mori-chan. – Kotara-senpai też.
-Um – mruknął na znak potwierdzenia.
-Mi w sumie też pasuje – stwierdziła Aihara-chan.
-I mi – dodała Tsuda.
-A czy mogę wziąć moją przyjaciółkę? Przyleciała do mnie z Anglii.
-Jasne! A gdzie się spotkamy? – spytała Rina.
-Możemy u mnie – zaproponowałam. – Mama pracuje na nocne zmiany, więc reszta osób ma jutro wolne, więc nie będziemy im przeszkadzać. A nawet gdyby to możemy się wtedy przenieść do domu Sakurai-kuna. Mam klucze.
-Super… Ale mamy kluby. Może być dwudziesta?
Kiwnęłam głową.
-Pewnie.
-Czyli jesteśmy umówieni.


Spakowałam jedzenie dla mamy w pojemniczki. Do jednego wlałam zupę z kurczakiem, dynią i mlekiem kokosowym – fakt, że była wczorajsza, ale wciąż smaczna, a do drugiego trafił ryż i roladki z kurczaka z dynią i fetą. Do kubka termicznego przelałam herbatę i zaczynałam pakować rzeczy, gdy do domu weszła Nat. Miała mokre włosy, więc pewnie była nad jeziorem.
-Yuni, gdzieś ty była? – spytała.
-W szkole, a gdzie miałam być?
-Są wakacje.
-Nie dla mnie. W Japonii wakacje zaczynają się po egzaminach w lipcu, czyli za jakieś dwa tygodnie. A co?
-Nic, nic… Myślałam, że spędzimy razem czas.
-Przepraszam, ale szkoła zobowiązuje.
-A dziś co robisz?
-Idę zanieść mamie obiad do szpitala, a o dwudziestej przychodzą znajomi z chóru, żeby uczyć się do egzaminów.
-Och…
-Chcesz posiedzieć z nami? I jeżeli chcesz możesz iść ze mną do mamy.
-Hm… Okej.
-Świetnie – odparłam. Spakowałam resztę rzeczy do torby, a potem zarzuciłam ją na ramię. – Idziemy?
-Jasne.
Wyszłyśmy z domu na ciepłe powietrze. Lubiłam taką pogodę, zwykle chodziliśmy wtedy z Sakuraiem na spacery.
Westchnęłam, odchylając twarz do słońca.
-Uwielbiam taką pogodę – powiedziałam.
-Tak, ja też… W Anglii w takie dni zwykle robiłyśmy coś wesołego.
-Tak.
-A teraz co robisz w taką pogodę?
-Pewnie to co zawsze. Po szkole zrobiłabym obiad i dopilnowała, żeby Sakurai-kun wszystko zjadł przed deserem. Potem pewnie robilibyśmy coś razem, może obejrzeli film albo pograli w warcaby.
-Ach tak… A jak tam sytuacja między wami?
-Ach, miałam ci powiedzieć! Jesteśmy teraz parą.
-Naprawdę? Gratuluję! Trzymałam za was kciuki.
-Dzięki, Nat.
-A czemu go nie poznałam?
-Musiał wyjechać do Tokio. Formalności związane ze starą pracą.
-Rozumiem. Kiedy wraca?
-W przyszłym tygodniu.
-Ech, szkoda… a miałam nadzieję, że go poznam.
-Jeszcze kiedyś na pewno nadarzy się okazja.- Uśmiechnęłam się do Nat, co odwzajemniła i raźnym krokiem ruszyłyśmy w stronę szpitala. Po drodze rozmawiałyśmy na luźne tematy i cieszyłyśmy się swoim towarzystwem. Okazało się, że było sporo do nadrobienia. Sumiennie wysłuchałam plotek ze szkoły (Shannon z mojej starej klasy zaszła w ciążę), a Natalie z radością słuchała o moich nowych znajomych. W szczególności upodobała sobie słuchania o relacji Kotara-kuna i Mori-chan.
Dzięki naszym pogaduchom droga do celu minęła nam szybko. Przez moment musiałyśmy kluczyć po korytarzach szpitala, ponieważ mama miała obchód, ale dość szybko na nią natrafiłyśmy. Uśmiechnęła się na nasz widok.
-Cześć, mamo! – przywitałam ją.
-Cześć, dziewczynki!
-Dzień dobry – dodała Nat.
-Przyniosłam ci obiad – poinformowałam.
-Och, dziękuję, ale teraz nie mam czasu. Zjem później.
-Jasne. Mam gdzieś to odnieść?
-Sakurai-san powinna być w moim gabinecie. Miała poszukać czegoś dotyczącego pacjenta, ale co ja was będę tym zanudzać. Możesz zanieść wszystko tam.
Skinęłam głową.
-Pewnie. Nie przemęczaj się, mamo.
-Ty też. – Rodzicielka rozczochrała mi włosy. – No, uciekajcie, zanim oberwie mi się za pogaduchy w pracy.
-Dobrze. Na razie – powiedziałam.
-Do widzenia – rzuciła Nat, po czym obie poszłyśmy do gabinetu mamy. Znajdował się on dość niedaleko, więc dotarcie tam zajęło nam najwyżej pięć minut. Zgodnie z zapowiedzią mamy była tam też mama Sakuraia.
-Ohayo gozaimasu, Sakurai-san – przywitałam się.
-Ohayo, ohayo, Akira-chan. Jak głowa?
-Dobrze. Czasem mnie tylko boli.
-To całkowicie normalne. Przyniosłaś mamie obiad?
-Tak, tak… A, uhm, czy może Sakurai-kun dziś z panią rozmawiał?
-Aki? Nie, nie odzywał się. Do ciebie też nie dzwonił?
-Nie.
-No cóż, w takim razie musi naprawdę ostro negocjować z Hoshikawą.
-Negocjować?
-Tak. Strasznie im zależy, żeby wrócił. Mam nadzieję, że zostanie tutaj, bo w końcu dostał to, co chciał.
-A czego chciał?
-Przyjechał tutaj, żeby znaleźć sobie kobietę. Aki zawsze był strasznym romantykiem i przez to nie mógł sobie znaleźć odpowiedniej kobiety, ale Rinuś twierdzi, że z tobą chyba się to zmieniło.
Poczułam rumieńce na policzkach.
-Mam nadzieję, że uszczęśliwię Sakurai-kuna.
Kobieta uśmiechnęła się.
-Cieszę się, że to mówisz. – Uszczypnęła mnie w policzek. – Szczególnie, że marzą mi się wnuki. – Puściła do mnie oczko, po czym wyszła z gabinetu.
-To… był kto? – spytała Nat.
-Matka mojego chłopaka – odparłam. – I jest strasznie niepoprawna. Już prosi mnie o wnuki.
Nat parsknęła śmiechem.
-Okej, Japończycy są bezpośredni.
-Nie, tylko rodzina Sakuraia.
-Propos wnuków to wy już coś ten tego?
-Nat! – zawołałam oburzona.
-No co? Jestem ciekawa.
-Oczywiście, że nie. Nie gadaj takich rzeczy głośno, bo jeszcze ludzie zaczną gadać i sprowadzę na Sakurai-kuna kłopoty.
-Serio się o niego troszczysz.
Skinęłam głową.
-Lubię go… Bardzo.
Twarz Natalie rozjaśnił uśmiech.
-Cieszę się, że jesteś z nim szczęśliwa.
Uśmiechnęłam się. Jak mogłabym nie być szczęśliwa?


Roy przeczesał palcami swoje blond włosy, a potem zaczął skakać wzrokiem z Nat na mnie i ze mnie na moich przyjaciół.
-Co wy robicie? – spytał.
-Uczymy się – odparłam.
-W salonie?
-A niby gdzie? – prychnęła Nat. – Sporo nas tutaj, nie?
-I ty się uczysz z nimi?
-Pomagam Mori z angielskim, żeby Kotara mógł skupić się na biologii.
-Nie możecie iść z tym gdzie indziej?
-Nieładnie jest wyganiać kogoś z jego domu – zauważył Kotara-kun, posługując się nienagannym angielskim. W sumie każdy z moich znajomych potrafił porozumieć się po angielsku, nawet Mori-chan, chociaż szło jej bardzo słabo, ale nie umniejszało to faktu, że Kotara-kun brzmiał niemal jak Anglik. Nawet potrafił mówić z akcentem.
-Ja i Atsushi chcemy obejrzeć mecz – oznajmił Roy.
-Mam tylko japońską kablówkę. Wątpię, żeby puszczali jakikolwiek z waszych meczów – odparłam.
-Hę? I co ja mam tutaj robić?
-Mógłbyś spróbować uszanować orientalną kulturę i dać nam się uczyć – mruknął Kotara-kun, nie odrywając wzroku od książki.
-Kotara-senpai – szepnęła cicho Mori-chan i przysunęła się do niego. Chłopak natychmiast odwrócił do niej twarz i skupił całą uwagę na niej.
-Nie wiem, co mógłbyś porobić, Roy – odparłam. – Może idź na spacer, nie obchodzi mnie to. Musimy się uczyć.
-Są wakacje!
-To nie są moje wakacje.

Sakurai’s POV

Wszedłem do gabinetu Hoshikawy, który był głównym managerem Pink Panthers. Miał trochę ponad czterdzieści lat, krótkie ciemne włosy i nigdy nie rozstawał się z garniturem. Podejrzewałem, że nawet w nim spał.
-Aki – powiedział. – Jak miło cię widzieć.
Wzruszyłem ramionami.
-Chciałbym powiedzieć to samo – odparłem.
-Wydaje mi się, że się gniewasz.
-Bo się gniewam. Ściągnąłem mnie na grandę do Tokio.
-To ważna sprawa, nie chcę jej omawiać przez telefon.
-W takim razie trzeba było przytargać swój tyłek do mnie. Mam też swoje życie, wiesz?
-A ja pracę. Czas to pieniądz.
Przesunąłem palcami po włosach. Normalnie pewnie nie byłbym tak rozdrażniony, ale gdy moją alternatywą jest słuchanie Hoshikawy a spędzanie czasu z Aki-chamą, to chyba jasne, co wybiorę.
-Więc mów – mruknąłem.
-Może najpierw usiądziesz?
-Nie, pospiesz się.
-Powiem prosto z mostu – chcę, żebyś wrócił do zespołu.
-Nie.
-Jeszcze nie wiesz, co chciałem ci zaproponować.
-To nieważne – odparłem. – Nie chcę wracać.
-Nie wiesz, jaka jest sytuacja…
-Nie obchodzi mnie to – przerwałem mu. Zacisnąłem palce w pięści. – Naprawdę mam to gdzieś.
-Bez ciebie Pink Panthers się rozpadnie – wyrzucił z siebie Hoshikawa. Muszę przyznać, że ta wiadomość mnie zaskoczyła.
-Jak to?
-Fani nie chcę Pink Panthers bez ciebie… To już nie jest to samo. Chłopcy tracą chęć do grania i straciliśmy już trzech wokalistów.
-Rozumiem – mruknąłem.
Problemy zespołu naprawdę nie były mi obojętne. Życzyłem reszcie jak największych sukcesów w karierze i przykro mi było to słyszeć, ale nie mogłam dla nich rezygnować z mojego życia. Może i byłem z Aki-chama ledwie kilka dni, ale przywiązałem się do niej i nie chciałem sobie wyobrażać tego, że musiałbym się z nią rozstać. Szczególnie, że to wywołałoby jej smutek, a ja… Nigdy nie chciałbym być tym, który sprawiłby, że na jej twarzy pojawiłyby się łzy.
-Czyli wrócisz? – spytał Hoshikawa.
-Nie – odparłem. – Pójdę już.
-Aki…
-Cokolwiek chcesz powiedzieć, nie zmienię zdania.
-Porozmawiaj jutro z chłopakami. Powiedz im o swojej decyzji.
-Um.


Gdy usłyszałem ciepły głos Aki-chama od razu poczułem się lepiej i poczułem, że moja decyzja była prawidłowa w stu procentach. Brzmiała tak radośnie, gdy wymawiała moje imię.
-Przepraszam, że nie dzwoniłem przez cały dzień – powiedziałem.
-Nie szkodzi – odparła. – Cieszę się, że dzwonisz teraz.
-Tak?
-Tak… Znaczy, zawsze się cieszę, ale teraz dałeś mi pretekst do ucieczki.
-Przed czym uciekasz?
-Zaprosiłam ludzi z chóru do domu, żeby się pouczyć przed egzaminami i zajęliśmy salon, ale Roy i mój brat robią nam wyrzuty, bo chcieli obejrzeć mecz.
-Niech się wypchają – mruknąłem.
-Nat mówi to samo. A co u ciebie?
-Nic wielkiego…
-A co w pracy?
-Szef chce, żebym wrócił.
-Och…
-Och?
-Twoja mama dziś wspominała, że zechcą, żebyś wrócił… I co im powiedziałeś? – Teraz mówiła ciszej, o wiele mniej pewnie. Ona najwidoczniej też nie chciała się rozstawać.
-Kazałem im się wypchać.

Gdy usłyszałem wyraźnie westchnienie ulgi po drugiej stronie słuchawki, zdałem sobie sprawę, że naprawdę mi na niej zależy.