sobota, 2 września 2017

Rozdział 12 ~ To nie są moje wakacje




Akira’s POV

Do domu wróciłam dopiero rano, żeby wziąć moje rzeczy do szkoły i przebrać się w mundurek. Wszyscy jeszcze spali – poza mamą, która właśnie wróciła z nocnego dyżuru.
-Nie nocowałaś tutaj? – spytała, gdy pakowałam moje bento.
-Umm. Chciałam pouczyć się do egzaminów, a przez naszych gości było tutaj bardzo głośno.
-Ach, rozumiem. Cieszę się, że tak przykładasz się do nauki.
Skinęłam głową.
-A rozmawiałaś z Sakuraiem? Jak jego podróż do Tokio?
-Dobrze. Zatrzymał się w przytulnym hoteliku i dziś chce załatwić wszystkie niejasności. Liczy, że uda mu się to zakończyć szybciej.
Mama uśmiechnęła się i pokiwała głową.
-Miło mi patrzeć na to jaka jesteś z nim szczęśliwa – przyznała. – Pod tym względem przypominasz mi mnie, gdy poznałam twojego ojca.
Przygryzłam lekko dolną wargę i spojrzałam na moje buty.
-Mamo, czy ty gniewasz się na tatę? – spytałam.
-Gniewam? Nie. Jestem na niego wściekła. Mam ochotę wydrapać mu oczy. – Westchnęła. – W gruncie rzeczy bardzo cierpiałam na samym początku, bo mimo tylu lat bardzo go kocham, ale teraz… Cieszę się, że tutaj jesteśmy.
-Dlaczego?
-Gdybym nie rozwiodła się z twoim ojcem i nie zabrała cię tutaj, teraz nie widziałabym ciebie takiej szczęśliwej.
Uśmiechnęłam się.
-Jesteś jeszcze młoda – powiedziałam. – Znajdziesz sobie jakiegoś fajnego faceta i będziesz szczęśliwa.
-Cieszę się, że tak uważasz, Yuni.
Zerknęłam na zegarek naścienny.
-Muszę już iść – powiedziałam. – Odwiedzę cię jeszcze po szkole i przyniosę obiad, dobrze?
Mama kiwnęła głową, a potem dała mi całusa w czoło.
-Powodzenia w szkole.
-Dzięki, mamo.
Zarzuciłam plecak na ramiona, a potem wyszłam z domu. Wskoczyłam na mój rower i pojechałam do szkoły. Wprawdzie spóźniłam się na poranny apel, ale nikt się mnie o to nie czepiał.
Lekcje mijały mi powoli i przyjemnie. Nigdy nie miałam problemów z nauką, a gdyby wykluczyć relację z ludźmi to mogłabym nawet lubić szkołę. Znaczy – teraz ją lubiłam. Nawet uwielbiałam, a wszystko dzięki chórowi. Codziennie jadłam z nimi obiad w szkole i mogliśmy spotykać się po lekcjach.
Naprawdę mi się podobało.
Lubiłam nawet to, że Sakurai-chan wypytywała mnie o związek z jej bratem.
-Czyli odwiozłaś go wczoraj na lotnisko, tak?
-Um.
-I pożegnaliście się namiętnym pocałunkiem? – spytała Mori-chan. Kotara-kun pstryknął ją palcami w policzek.
-To nietaktowne – upomniał ją.
-A ty to niby jesteś mistrzem taktu?
-Nie muszę być pisarzem, żeby oceniać książki – odparł.
-Bakayaro.
-A ja uważam to za dobre pytanie – oznajmiła Sakurai-chan. – Całowaliście się?
-Nie.
-Co? Dlaczego?
-Uhm… Bo się nie spieszymy?
-A myślałam, że europejskie dziewczyny nie mają oporów – mruknęła Aihara-chan.
-Jest Azjatką – zauważyła Tsuda-chan. – I dobrze, że się nie spieszą.
-Też to popieram – dodał Kotara.
-Ale jak to popierasz? – pisnęła Mori-chan. Wyglądała na autentycznie zszokowaną. Chyba Kotara-kun w ten sposób zniszczył jej fantazje.
-Normalnie. Popieram.
-Ale czemu?
-Ponieważ związek powinien mieć jakiś staż zanim para przejdzie do czynności seksualnych.
Wypuściłam z siebie powietrze.
-Czynności seksualne? – powtórzyłam w myślach.
-Czy możemy o tym nie rozmawiać? – spytałam. – To niezręczne.
-Racja – podchwyciła Mori-chan. Najwidoczniej nie chciała wiedzieć czego jeszcze nie popiera wybranek jej serca. – Jak wam idzie nauka do egzaminów?
-Dobrze – stwierdził Kotara. – A tobie kiepsko jak zawsze.
-Bakayaro – mruknęła dziewczyna. – Wcale nie idzie mi tak źle!
-Polemizowałbym.
-Huh!
Mimowolnie chwyciłam Kotara-kuna za ucho i pociągnęłam lekko.
-Bądź miły – upomniałam go. Chłopak westchnął.
-Dobrze, może i racja. Mori nie idzie aż tak źle – przyznał.
-Och, Kotara-senpai! – pisnęła zadowolona pierwszoklasistka i uwiesiła mu się na szyi. Kotara rzucił mi spojrzenie, które wręcz mówiło „Zadowolona?”. Wyszczerzyłam się w uśmiechu i uniosłam kciuk w górę.
-Ej, mam pomysł – oznajmiła Rina. – Może po szkole pouczymy się razem?
-Ja nie mam nic przeciwko – przyznała Mori-chan. – Kotara-senpai też.
-Um – mruknął na znak potwierdzenia.
-Mi w sumie też pasuje – stwierdziła Aihara-chan.
-I mi – dodała Tsuda.
-A czy mogę wziąć moją przyjaciółkę? Przyleciała do mnie z Anglii.
-Jasne! A gdzie się spotkamy? – spytała Rina.
-Możemy u mnie – zaproponowałam. – Mama pracuje na nocne zmiany, więc reszta osób ma jutro wolne, więc nie będziemy im przeszkadzać. A nawet gdyby to możemy się wtedy przenieść do domu Sakurai-kuna. Mam klucze.
-Super… Ale mamy kluby. Może być dwudziesta?
Kiwnęłam głową.
-Pewnie.
-Czyli jesteśmy umówieni.


Spakowałam jedzenie dla mamy w pojemniczki. Do jednego wlałam zupę z kurczakiem, dynią i mlekiem kokosowym – fakt, że była wczorajsza, ale wciąż smaczna, a do drugiego trafił ryż i roladki z kurczaka z dynią i fetą. Do kubka termicznego przelałam herbatę i zaczynałam pakować rzeczy, gdy do domu weszła Nat. Miała mokre włosy, więc pewnie była nad jeziorem.
-Yuni, gdzieś ty była? – spytała.
-W szkole, a gdzie miałam być?
-Są wakacje.
-Nie dla mnie. W Japonii wakacje zaczynają się po egzaminach w lipcu, czyli za jakieś dwa tygodnie. A co?
-Nic, nic… Myślałam, że spędzimy razem czas.
-Przepraszam, ale szkoła zobowiązuje.
-A dziś co robisz?
-Idę zanieść mamie obiad do szpitala, a o dwudziestej przychodzą znajomi z chóru, żeby uczyć się do egzaminów.
-Och…
-Chcesz posiedzieć z nami? I jeżeli chcesz możesz iść ze mną do mamy.
-Hm… Okej.
-Świetnie – odparłam. Spakowałam resztę rzeczy do torby, a potem zarzuciłam ją na ramię. – Idziemy?
-Jasne.
Wyszłyśmy z domu na ciepłe powietrze. Lubiłam taką pogodę, zwykle chodziliśmy wtedy z Sakuraiem na spacery.
Westchnęłam, odchylając twarz do słońca.
-Uwielbiam taką pogodę – powiedziałam.
-Tak, ja też… W Anglii w takie dni zwykle robiłyśmy coś wesołego.
-Tak.
-A teraz co robisz w taką pogodę?
-Pewnie to co zawsze. Po szkole zrobiłabym obiad i dopilnowała, żeby Sakurai-kun wszystko zjadł przed deserem. Potem pewnie robilibyśmy coś razem, może obejrzeli film albo pograli w warcaby.
-Ach tak… A jak tam sytuacja między wami?
-Ach, miałam ci powiedzieć! Jesteśmy teraz parą.
-Naprawdę? Gratuluję! Trzymałam za was kciuki.
-Dzięki, Nat.
-A czemu go nie poznałam?
-Musiał wyjechać do Tokio. Formalności związane ze starą pracą.
-Rozumiem. Kiedy wraca?
-W przyszłym tygodniu.
-Ech, szkoda… a miałam nadzieję, że go poznam.
-Jeszcze kiedyś na pewno nadarzy się okazja.- Uśmiechnęłam się do Nat, co odwzajemniła i raźnym krokiem ruszyłyśmy w stronę szpitala. Po drodze rozmawiałyśmy na luźne tematy i cieszyłyśmy się swoim towarzystwem. Okazało się, że było sporo do nadrobienia. Sumiennie wysłuchałam plotek ze szkoły (Shannon z mojej starej klasy zaszła w ciążę), a Natalie z radością słuchała o moich nowych znajomych. W szczególności upodobała sobie słuchania o relacji Kotara-kuna i Mori-chan.
Dzięki naszym pogaduchom droga do celu minęła nam szybko. Przez moment musiałyśmy kluczyć po korytarzach szpitala, ponieważ mama miała obchód, ale dość szybko na nią natrafiłyśmy. Uśmiechnęła się na nasz widok.
-Cześć, mamo! – przywitałam ją.
-Cześć, dziewczynki!
-Dzień dobry – dodała Nat.
-Przyniosłam ci obiad – poinformowałam.
-Och, dziękuję, ale teraz nie mam czasu. Zjem później.
-Jasne. Mam gdzieś to odnieść?
-Sakurai-san powinna być w moim gabinecie. Miała poszukać czegoś dotyczącego pacjenta, ale co ja was będę tym zanudzać. Możesz zanieść wszystko tam.
Skinęłam głową.
-Pewnie. Nie przemęczaj się, mamo.
-Ty też. – Rodzicielka rozczochrała mi włosy. – No, uciekajcie, zanim oberwie mi się za pogaduchy w pracy.
-Dobrze. Na razie – powiedziałam.
-Do widzenia – rzuciła Nat, po czym obie poszłyśmy do gabinetu mamy. Znajdował się on dość niedaleko, więc dotarcie tam zajęło nam najwyżej pięć minut. Zgodnie z zapowiedzią mamy była tam też mama Sakuraia.
-Ohayo gozaimasu, Sakurai-san – przywitałam się.
-Ohayo, ohayo, Akira-chan. Jak głowa?
-Dobrze. Czasem mnie tylko boli.
-To całkowicie normalne. Przyniosłaś mamie obiad?
-Tak, tak… A, uhm, czy może Sakurai-kun dziś z panią rozmawiał?
-Aki? Nie, nie odzywał się. Do ciebie też nie dzwonił?
-Nie.
-No cóż, w takim razie musi naprawdę ostro negocjować z Hoshikawą.
-Negocjować?
-Tak. Strasznie im zależy, żeby wrócił. Mam nadzieję, że zostanie tutaj, bo w końcu dostał to, co chciał.
-A czego chciał?
-Przyjechał tutaj, żeby znaleźć sobie kobietę. Aki zawsze był strasznym romantykiem i przez to nie mógł sobie znaleźć odpowiedniej kobiety, ale Rinuś twierdzi, że z tobą chyba się to zmieniło.
Poczułam rumieńce na policzkach.
-Mam nadzieję, że uszczęśliwię Sakurai-kuna.
Kobieta uśmiechnęła się.
-Cieszę się, że to mówisz. – Uszczypnęła mnie w policzek. – Szczególnie, że marzą mi się wnuki. – Puściła do mnie oczko, po czym wyszła z gabinetu.
-To… był kto? – spytała Nat.
-Matka mojego chłopaka – odparłam. – I jest strasznie niepoprawna. Już prosi mnie o wnuki.
Nat parsknęła śmiechem.
-Okej, Japończycy są bezpośredni.
-Nie, tylko rodzina Sakuraia.
-Propos wnuków to wy już coś ten tego?
-Nat! – zawołałam oburzona.
-No co? Jestem ciekawa.
-Oczywiście, że nie. Nie gadaj takich rzeczy głośno, bo jeszcze ludzie zaczną gadać i sprowadzę na Sakurai-kuna kłopoty.
-Serio się o niego troszczysz.
Skinęłam głową.
-Lubię go… Bardzo.
Twarz Natalie rozjaśnił uśmiech.
-Cieszę się, że jesteś z nim szczęśliwa.
Uśmiechnęłam się. Jak mogłabym nie być szczęśliwa?


Roy przeczesał palcami swoje blond włosy, a potem zaczął skakać wzrokiem z Nat na mnie i ze mnie na moich przyjaciół.
-Co wy robicie? – spytał.
-Uczymy się – odparłam.
-W salonie?
-A niby gdzie? – prychnęła Nat. – Sporo nas tutaj, nie?
-I ty się uczysz z nimi?
-Pomagam Mori z angielskim, żeby Kotara mógł skupić się na biologii.
-Nie możecie iść z tym gdzie indziej?
-Nieładnie jest wyganiać kogoś z jego domu – zauważył Kotara-kun, posługując się nienagannym angielskim. W sumie każdy z moich znajomych potrafił porozumieć się po angielsku, nawet Mori-chan, chociaż szło jej bardzo słabo, ale nie umniejszało to faktu, że Kotara-kun brzmiał niemal jak Anglik. Nawet potrafił mówić z akcentem.
-Ja i Atsushi chcemy obejrzeć mecz – oznajmił Roy.
-Mam tylko japońską kablówkę. Wątpię, żeby puszczali jakikolwiek z waszych meczów – odparłam.
-Hę? I co ja mam tutaj robić?
-Mógłbyś spróbować uszanować orientalną kulturę i dać nam się uczyć – mruknął Kotara-kun, nie odrywając wzroku od książki.
-Kotara-senpai – szepnęła cicho Mori-chan i przysunęła się do niego. Chłopak natychmiast odwrócił do niej twarz i skupił całą uwagę na niej.
-Nie wiem, co mógłbyś porobić, Roy – odparłam. – Może idź na spacer, nie obchodzi mnie to. Musimy się uczyć.
-Są wakacje!
-To nie są moje wakacje.

Sakurai’s POV

Wszedłem do gabinetu Hoshikawy, który był głównym managerem Pink Panthers. Miał trochę ponad czterdzieści lat, krótkie ciemne włosy i nigdy nie rozstawał się z garniturem. Podejrzewałem, że nawet w nim spał.
-Aki – powiedział. – Jak miło cię widzieć.
Wzruszyłem ramionami.
-Chciałbym powiedzieć to samo – odparłem.
-Wydaje mi się, że się gniewasz.
-Bo się gniewam. Ściągnąłem mnie na grandę do Tokio.
-To ważna sprawa, nie chcę jej omawiać przez telefon.
-W takim razie trzeba było przytargać swój tyłek do mnie. Mam też swoje życie, wiesz?
-A ja pracę. Czas to pieniądz.
Przesunąłem palcami po włosach. Normalnie pewnie nie byłbym tak rozdrażniony, ale gdy moją alternatywą jest słuchanie Hoshikawy a spędzanie czasu z Aki-chamą, to chyba jasne, co wybiorę.
-Więc mów – mruknąłem.
-Może najpierw usiądziesz?
-Nie, pospiesz się.
-Powiem prosto z mostu – chcę, żebyś wrócił do zespołu.
-Nie.
-Jeszcze nie wiesz, co chciałem ci zaproponować.
-To nieważne – odparłem. – Nie chcę wracać.
-Nie wiesz, jaka jest sytuacja…
-Nie obchodzi mnie to – przerwałem mu. Zacisnąłem palce w pięści. – Naprawdę mam to gdzieś.
-Bez ciebie Pink Panthers się rozpadnie – wyrzucił z siebie Hoshikawa. Muszę przyznać, że ta wiadomość mnie zaskoczyła.
-Jak to?
-Fani nie chcę Pink Panthers bez ciebie… To już nie jest to samo. Chłopcy tracą chęć do grania i straciliśmy już trzech wokalistów.
-Rozumiem – mruknąłem.
Problemy zespołu naprawdę nie były mi obojętne. Życzyłem reszcie jak największych sukcesów w karierze i przykro mi było to słyszeć, ale nie mogłam dla nich rezygnować z mojego życia. Może i byłem z Aki-chama ledwie kilka dni, ale przywiązałem się do niej i nie chciałem sobie wyobrażać tego, że musiałbym się z nią rozstać. Szczególnie, że to wywołałoby jej smutek, a ja… Nigdy nie chciałbym być tym, który sprawiłby, że na jej twarzy pojawiłyby się łzy.
-Czyli wrócisz? – spytał Hoshikawa.
-Nie – odparłem. – Pójdę już.
-Aki…
-Cokolwiek chcesz powiedzieć, nie zmienię zdania.
-Porozmawiaj jutro z chłopakami. Powiedz im o swojej decyzji.
-Um.


Gdy usłyszałem ciepły głos Aki-chama od razu poczułem się lepiej i poczułem, że moja decyzja była prawidłowa w stu procentach. Brzmiała tak radośnie, gdy wymawiała moje imię.
-Przepraszam, że nie dzwoniłem przez cały dzień – powiedziałem.
-Nie szkodzi – odparła. – Cieszę się, że dzwonisz teraz.
-Tak?
-Tak… Znaczy, zawsze się cieszę, ale teraz dałeś mi pretekst do ucieczki.
-Przed czym uciekasz?
-Zaprosiłam ludzi z chóru do domu, żeby się pouczyć przed egzaminami i zajęliśmy salon, ale Roy i mój brat robią nam wyrzuty, bo chcieli obejrzeć mecz.
-Niech się wypchają – mruknąłem.
-Nat mówi to samo. A co u ciebie?
-Nic wielkiego…
-A co w pracy?
-Szef chce, żebym wrócił.
-Och…
-Och?
-Twoja mama dziś wspominała, że zechcą, żebyś wrócił… I co im powiedziałeś? – Teraz mówiła ciszej, o wiele mniej pewnie. Ona najwidoczniej też nie chciała się rozstawać.
-Kazałem im się wypchać.

Gdy usłyszałem wyraźnie westchnienie ulgi po drugiej stronie słuchawki, zdałem sobie sprawę, że naprawdę mi na niej zależy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz