wtorek, 10 października 2017

Rozdział 14 ~ Prawie pocałunek




Akira’s POV

Sakurai zerknął na mnie, gdy szliśmy na przystanek autobusowy, trzymając się za ręce. Uśmiechnął się lekko.
-Nie powinnaś być teraz w szkole? – spytał.
-Powinnam – przyznałam. Poczułam, że rumieńce wykwitły mi na policzkach. Zdecydowanie za często się czerwieniłam.
-Ech, naprawdę myślałaś, że chcę cię zostawić, głuptasie?
-Um… Bałam się, że tak.
Na jego twarzy zakwitł delikatny uśmiech, a potem pocałował nasze splecione dłonie.
-Myślałem o tym, że gdybym przyjął tę propozycję, to widywałbym cię dużo rzadziej niż teraz, ale w żadnym stopniu nie rozważałem rozstania.
-Na pewno?
-Na pewno.
-To… To cieszę się.
-Ja też. A jak pobyt Nat? – spytał.
-Dobrze – przyznałam. – Nie miałam dla niej dużo czasu, ale chyba dobrze się bawiła. Kazała cię ostrzec, że jeszcze się z tobą spotka.
-Powinienem się bać?
Wzruszyłam ramionami.
-Kto ją tam wie.
-Rozumiem. A kiedy ma zamiar znów cię odwiedzić?
-Jeszcze nie wiemy, ale może ja się do niej wybiorę? No i powinnam spędzić trochę czasu z tatą.
-Mógłbym lecieć z tobą?
-Chcesz poznać mojego tatę?
-W sumie tak… Chyba, że uważasz, że to za szybko.
Pokręciłam głową.
-Nie, jest dobrze. Będzie mi bardzo miło, jeżeli polecisz ze mną do Londynu.
Doszliśmy na przystanek, gdzie już stał autobus.
-Idź zajmij nam miejsce, dobrze? – powiedział Sakurai. – Ja zajmę się biletami.
-Dobrze – odparłam. Przeszłam na tyły autobusu, gdzie nie było ludzi i zajęłam miejsce koło okna. Niedługo potem doszedł do mnie Sakurai, który zajął miejsce przy mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy. Dopiero teraz zaczynałam odczuwać jak zmęczona byłam. Wstałam tamtego dnia o wiele wcześniej niż zwykle (chociaż i tak noc spędziłam na wgapianiu się w sufit).
Ziewnęłam przeciągle, zakrywając usta dłonią.
-Jesteś śpiąca? – spytał Sakurai.
-Odrobinę – przyznałam.
-W takim razie idź spać. Obudzę cię, kiedy będziemy w domu.
-Mhm… Dobranoc.
-Dobranoc.


Kiedy się obudziłam leżałam na łóżku w pokoju Sakuraia, co mnie zdziwiło, bo miał mnie obudzić, gdy będziemy na miejscu. Była też wątpliwa opcja, że to wszystko mi się śniło, ale bardziej byłam skłonna obstawiać to, że przyniósł mnie tutaj.
Przeciągnęłam się leniwie i uśmiechnęłam.
Drzwi od pokoju zaskrzypiały cicho, gdy Sakurai wszedł do środka. Miał wilgotne i roztrzepane włosy, które opadały mu na twarz. W pasie otoczył się białym ręcznikiem, co stanowiło jego jedyne odzienie.
-Już wstałaś? – spytał lekko zdziwiony.
-Um…
-Przepraszam… Zapomniałem wziąć ubrań na zmianę. Zaraz sobie pójdę.
-Nie szkodzi… Ja pójdę… Znaczy, na pewno jesteś głodny. Może pójdę coś ugotować, co?
-Jeżeli proponujesz.
Skinęłam głową i wygrzebałam się spod kołdry. Spuściłam wzrok, żeby nie patrzeć na jego nagi brzuch. W rzeczywistości z radością bym sobie popatrzyła, ale nie wypadało mi robić czegoś takiego. No i się wstydziłam, jeszcze by sobie pomyślał coś głupiego.
Podreptałam szybko do kuchni, zostawiając Sakuraia samego.
-Ciekawe, ile czasu musimy się znać, żeby mówić sobie po imieniu? – pomyślałam. Bądź co bądź byliśmy parą, ale wciąż zwracałam się do niego jak do kolegi. Kiedy jest wiadomo, że można już zacząć zwracać się do siebie imieniem? Są ku temu jakieś wytyczne, czy chodzi bardziej o prywatne odczucia? W końcu skąd miałam wiedzieć, czy nie przeszkadza mu, że nie zwracam się do niego po imieniu?
Podczas moich rozmyślań zaczęłam przygotowywać leczo. Była to jedna z prostszych potraw i nie trzeba było poświęcić wiele czasu, żeby ją przygotować.
-Pachnie bosko – powiedział Sakurai, obejmując mnie od tyłu. Pocałował mnie w policzek.
-Powinno podobnie smakować.
-W to nie wątpię.
-Sakurai-kun, dlaczego mnie nie obudziłeś?
-Hm… Wyglądasz uroczo, gdy śpisz. Nawet wtedy, gdy się ślinisz.
-C-co? Nie ślinię się! – zaprzeczyłam energicznie.
-Owszem, ślinisz i trochę chrapiesz.
Schowałam twarz w dłoniach. Czułam, że ze wstydu mogłabym się zapaść pod ziemię. Chciałam zapaść się pod ziemię. Gdybym tylko pod ręką miała szpadel, zaczęłabym sobie kopać norę.
-Ale uważam, że to urocze – stwierdził Sakurai i zacisnął ramiona wokół moje talii. – Bardzo urocze i słodkie.
-To co najmniej niezręczne – stwierdziłam.
-Mhm… Jak chcesz to też mogę zacząć chrapać – odparł. – A czasem jak za bardzo się śmieję to zaczynam chrumkać jak świnka.
Zachichotałam cicho.
-Naprawdę? – spytałam.
-Tak.
Nagle poczułam ból głowy. Syknęłam cicho, przykładając dłoń do czoła.
-Chcesz jakieś tabletki przeciwbólowe? – spytał Sakurai.
-Mhm, nie zaszkodzą – stwierdziłam.
Skinął głową, a potem szybko poszedł po środki przeciwbólowe. Sama za to ściągnęłam garnek z leczo z gazu i udałam się na kanapę do salonu. Ułożyłam się na niej wygodnie i zamknęłam oczy, licząc na to, że to odrobinę złagodzi ból.
-Mam nadzieję, że paracetamol wystarczy – mruknął Sakurai, wchodząc do pokoju. – Nie mam nic lepszego.
-Nie szkodzi – odparłam, otwierając oczy. Przyjęłam tabletkę i szklankę z wodą. Szybko połknęłam lek, a potem znów położyłam się wygodnie. – Zjedz dziś beze mnie, dobrze?
-Nie, później zjem. Na razie posiedzę z tobą i poczekam, aż ci przejdzie.
-Nie musisz.
-Ale chcę. – Pocałował mnie krótko w czoło, a potem usiadł koło kanapy. – Muszę mieć pewność, że nic ci nie jest.
Zerknęłam na niego spod przymrużonych powiek i uśmiechnęłam lekko.
-Dziękuję, Sakurai-kun – powiedziałam. – Za to, że tak się o mnie martwisz.
-To sama przyjemność – zapewnił.
Otworzyłam oczy, a potem dotknęłam jego twarzy.
-Mam ogromne szczęście, że na ciebie trafiłam. Nawet jeśli możesz mnie zabić szklanką wody.
-Tylko jeśli spróbuję ją zagotować – odpowiedział na swoją obronę.
Zachichotałam, a Sakurai wybuchł głośnym śmiechem. Gdy się rozweseliłam ból głowy odrobinę zelżał, a zniknął całkowicie, gdy Sakurai zachrumkał.
-To urocze – powiedziałam.
-Tak uważasz? – spytał. Pochylił się do mnie z uśmiechem. Z lekką ekscytacją uświadomiłam sobie, że pewnie próbował mnie pocałować. Serce zatrzepotało mi radośnie w piersi, ale telefon Sakuraia zadzwonił.
-Przepraszam na moment – mruknął i odebrał. – Halo?... Mama?... Jasne, nie ma sprawy. Zapytam jej… Nie, powinna się zgodzić… Mhm, też cię kocham. Do jutra. – Rozłączył się i spojrzał na mnie. – Mama pyta, czy wpadniemy jutro na obiad – powiedział.
-A, uhm… Jasne.

-To super.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz