piątek, 24 marca 2017

wtorek, 21 marca 2017

Rozdział 4 ~ Ulewa




Akira’s POV

-Akira, mogłabyś zostać chwilę po lekcji? – spytała pani Komatsu. Była wychowawczynią mojej klasy i z wielkim zapamiętaniem wciskała nos w nasze życie prywatne. Mnie codziennie potrafiła zatrzymywać na korytarzu i pytać, czy mam już jakiś przyjaciół w szkole.
-O co chodzi, pani Komatsu? – spytałam, gdy uczniowie opuścili klasę i udali się na jedne ze swoich licznych kół zainteresowań.
-Jestem ciekawa, czy wybrałaś sobie już jakiś klub.
-A uhm… Myślę nad tym.
-Jeżeli nie możesz się zdecydować, weź każde, które wpadło ci w oko.
W takich chwilach żałowałam, że trafiłam do klasy pani Komatsu, bo wiedziałam (z podsłuchanych rozmów), że inni wychowawcy nie czepiali się tak o uczestnictwo w klubach.
-Ja uhm… Nie mam za dużo czasu… Znaczy… Po lekcjach staram się szlifować japoński, więc nie chcę wybierać wielu klubów.
To było kłamstwo, ale dawało mi trochę czasu. W rzeczywistości nie chciałam należeć do żadnego klubu. Nie bez Nat, która mogłaby pomóc mi ze strachem przed rówieśnikami. Czasem ci wszyscy ludzie wydawali mi się przerażający, chociaż nic mi nie robili. W zasadzie to traktowali mnie jak powietrze, co przyjmowałam z ulgą. To w zasadzie był jedyny plus tej szkoły – uczniowie byli o wiele milsi. W szkole w Londynie nie było tak łatwo. O ile Nat potrafiła zaskarbić sobie cudzą przyjaźń, to mnie wręcz nienawidzono. Dziesiątki razy słyszałam jak pytano się Nat, dlaczego się ze mną zadaje… A największą zagadką było to, że nie wiedziałam, dlaczego mnie tak nie lubiano.
-Ach, rozumiem, rozumiem – powiedziała pani Komatsu.
-W przyszłym roku postaram się to nadrobić – dodałam. – Teraz najważniejsze są dla mnie oceny.
-Dobrze. Oceny zawsze na pierwszym miejscu – przyznała kobieta.
-Czy to już wszystko?
-Tak, możesz iść.
-Dziękuję za pani troskę. Do widzenia.
Opuściłam klasę najszybciej jak potrafiłam, a potem wybiegłam ze szkoły głównym wyjściem. Wskoczyłam na rower, który służył mi za środek transportu w tej niewielkiej i pięknej mieścinie.
Życie tutaj nie było wcale takie złe. Okolica była przepiękna – zadbane i posprzątane ulice, niewielkie domki ze spadzistymi dachami przypominające te z baśni, żywe rośliny pokrywające każdą możliwą przestrzeń. Ludzie też byli mili. Kilka razy byłam z mamą na zakupach i życzliwość ludzi naprawdę mnie zaskoczyła.
Mogłabym to wszystko polubić, nawet spędzający sen z powiek system edukacji, ale doskwierała mi samotność. Nie miałam dość odwagi, żeby znaleźć sobie przyjaciół, a Nat była tak daleko ode mnie.
Zatrzymałam rower pod domem w momencie, gdy z nieba lunął deszcz. Szybko zeskoczyłam z dwukołowego pojazdu i skryłam się pod zadaszeniem tarasu. Zrzuciłam plecak na drewnianą podłogę i sięgnęłam do kieszeni po klucze… Których tam nie było.
Starając się nie wpadać w panikę, zaczęłam przeszukiwać plecak. Kluczy jak nie było, tak nie było.
-Cholera! – pomyślałam.
Zaczęłam nerwowo dreptać z jednego kąta tarasu na drugi. Mogłam spróbować dodzwonić się do mamy, ale gdy ta była w pracy, to miała wyłączony telefon. Nie było sensu nawet próbować.
Mogłabym pojechać do szpitala, ale ten znajdował się po drugiej stronie miasta i nie do końca pamiętałam drogę, więc mogłabym się zgrubić.
Poza tym mogłabym prosić o pomoc sąsiada, ale mama ostrzegła, żebym lepiej z nim nie rozmawiała, bo jeszcze palnęłabym coś głupiego i potem do reszty życia musiałaby się za to wstydzić.
No i opcja ostatnia – mogłam zostać przez noc na tarasie. Tę zresztą wybrałam. Na zewnątrz było ciepło, mogłam tutaj odrobić lekcje…
Ech, kogo ja oszukiwałam. Miałam całkowicie przechlapane. Gdyby tylko Nat tutaj była, to wymyśliłaby coś sensownego.
I tak zostałam sama. Z dala od Nat. Z dala od brata. Z dala od taty. A mama miała wrócić dopiero nad ranem.


Powoli zaczynało się ściemniać, a na zewnątrz nie było już tak ciepło. Ponadto robiłam się głodna, a moje kiszki grały już bis bardzo głośnego marszu.
Chciało mi się płakać przez własną nieporadność. I pewnie siedziałabym tam przez całą noc i użalała nad sobą, gdyby nie nieoceniona pomoc mojego sąsiada.
-Hej! – zawołał ze swojego tarasu. – Dlaczego tam siedzisz?
-Ja… Zapomniałam kluczy – wyznałam, czując, że rumieńce wypłynęły na moje policzki.
-A gdzie twoja mama?
-Wróci dopiero jutro rano.
-A tata? Może masz tutaj jakąś rodzinę lub przyjaciół?
-Nie. Nikogo tutaj nie znam.
-Rozumiem… W takim razie chodź do mnie.
-M-mogę?
-A dlaczego nie? Przecież cię tutaj nie zostawię.
Natychmiast zerwałam się z chłodnej ziemi, a w mojej głowie rozbrzmiały radosne dzwony.
-Uratowana!
Przycisnęłam torbę do piersi, a potem wybiegłam na deszcz. Zimne krople obiły się o moje ramiona, a potem znów schroniłam się pod dachem na tarasie mojego sąsiada.
Mężczyzna uśmiechnął się.
-Zapraszam – powiedział. Uśmiechnęłam się niepewnie, wbiłam wzrok w moje trampki, a potem podreptałam do ciepłego wnętrza domu. Zatrzymałam się w przedpokoju, bo z moich przemoczonych ubrań kapała woda.
-Poczekaj tutaj chwilę, dobrze? – odezwał się. – Przyniosę ci coś suchego.
Skinęłam głową, chociaż on już zniknął w głębi swojego domu i nawet tego nie zauważył. Odłożyłam ostrożnie moją szkolną torbę w rogu przedpokoju i ze spuszczoną głową czekałam na powrót mojego wybawiciela. Układałam w głowie wszelkie możliwe podziękowania za to, że uratował mnie od spania pod drzwiami.
Zacisnęłam palce na plisowanej spódniczce, która była częścią szkolnego mundurka, gdy usłyszałam kroki sąsiada. Im bliżej mnie był, tym szybciej biło mi serce.
-Proszę – powiedział i położył mi biały ręcznik na głowie. – Powinnaś się wysuszyć, bo inaczej się przeziębisz.
Szczerze to zachwyciła mnie jego troska. Pod tym względem przypominał mi Nat, która zawsze wyciągała mnie z kłopotów. Cokolwiek by się nie działo i nieważne o której godzinie mogłam na nią liczyć. On teraz zachował się tak samo.
Poczułam łzy w oczach i nim zdążyłam ocenić poprawnie, co wyprawiam, wtuliłam się w mojego sąsiada, a łzy trysnęły mi na policzki.
-Dziękuję! – zaszlochałam. – Bardzo, bardzo dziękuję!
-Nie ma za co – odparł. Stał sztywno i w ogóle się nie ruszał, co uświadomiło mi, że zachowałam się nieodpowiednio.
Myślałam, że spalę się ze wstydu.
-Przepraszam – pisnęłam i odskoczyłam. – Naprawdę bardzo przepraszam, ale jestem taką niezdarą i tak bardzo nic mi nie wychodzi i jestem tak bardzo wdzięczna za pomoc…
-To naprawdę nic takiego. I jeżeli sama sobie nie radzisz, to znajdź kogoś, kto się tobą zajmie.
Otarłam łzy rękawem.
-A kto chciałby się mną zająć.
-Jestem pewien, że gdzieś tam jest ktoś, kto zrobi to z radością.
-Naprawdę tak pan myśli?
Mężczyzna roześmiał się.
-Tylko nie pan. Nie jestem aż tak stary. Sakurai. Nazywam się Sakurai Aki.
Pociągnęłam nosem.
-Akira Yuni.
Uśmiechnął się.
-Miło mi cię poznać, Akira.


Poza ręcznikiem dostałam też ubrania na przebranie w postaci piżamy ze wzorem w kaczuszki i miskę ciepłego ryżu. No i Sakurai uznał, że stosownie będzie pomóc mi z pracami domowymi, z którymi dzięki niemu uporałam się w godzinę, a potem zabawiał mnie rozmową.
-Czyli wcześniej mieszkałaś w Anglii? – zainteresował się. – Byłem tam kiedyś, ale kompletnie nie mogę pojąć tego języka.
-Opanowałeś japoński, ale nie angielski?
-Tak wyszło. Zawsze miałem najniższe wyniki z angielskiego. Kto normalny połapałby się w użyciu tych wszystkich czasów?
-A kto może połapać się w tych krzaczkach? Postawisz jeden znaczek źle i już nie wiesz o co chodzi.
Sakurai machnął dłonią.
-Nic w tym trudnego. To jak pisanie szlaczkami.
-Nie mam do nich głowy.
Mój rozmówca westchnął.
-Wiesz co serio jest trudne? – spytał z powagą.
-Nie mam pojęcia.
-Ciasteczka – oznajmił z miną tak grobową, że musiałam parsknąć śmiechem.
-Uwielbiam gotować – powiedziałam.
-I potrafisz upiec ciasteczka?
-Z zamkniętymi oczami.
-Jakim cudem?
-Korzystam z przepisu.
-I nie mylisz soli z cukrem?
-Nie.
Rozdziawił usta.
-Akiro Yuni, jesteś moją mistrzynią.
Zachichotałam ciut nerwowo.
-Jesteś świetnym rozmówcą, Akiro. Dlaczego jeszcze nie masz chłopaka?
Wzruszyłam ramionami. O dziwo to pytanie mnie nie zawstydziło.
-W Anglii tylko Nat mnie lubiła. Nikt poza nią, a tutaj… Chyba za bardzo się wstydzę, żeby z kimkolwiek nawiązać kontakt.
-Ze mną świetnie ci idzie.
-Niby tak, ale… To ty zacząłeś rozmowę.
Sakurai wydął lekko wargi.
-Więc raz ty ją zacznij. Bądź odważna i zabawna tak jak teraz.
-Nie… Nie jestem odważna – wymamrotałam. Wbiłam wzrok w swoje stopy. – Straszny ze mnie tchórz, Sakurai-kun.[1]
-A ja uważam inaczej, Aki-chama.[2] – Podniósł się z kanapy, a potem rozczochrał mi włosy. – Czas spać. Dobranoc, Aki-chama.
Pokiwałam głową.
-Dobranoc, Sakurai-kun.

[1]-kun – jest nieformalnym tytułem używanym przeważnie w stosunku do mężczyzn.

[2] - chama – kontaminacja chan i sama, jest czasem używana w stosunku do osób młodych, lecz cieszących się szacunkiem mówiącego.

piątek, 17 marca 2017

Trailer

Witajcie :) Informujemy, że nasze opowiadanie doczekało się pierwszego (amatorskiego) trailera! Zapraszamy do obejrzenia :D


czwartek, 16 marca 2017

Rozdział 3 ~ Uciekinier




Sakurai’s POV

-Aki, weź to jeszcze przemyśl – powiedział Isao po drugiej stronie linii. – Czy ty wiesz, ile listów dostaliśmy od twoich zrozpaczonych fanek, gdy dowiedziały się, że zrezygnowałeś ze śpiewu?
-Pewnie sporo – odparłem. – Ale już ci to mówiłem, nie? Nie mam zamiaru wracać do śpiewania.
-To rozstanie z Kajitani aż tak na ciebie zadziałało? Facet, znajdziesz sobie miliard takich dziewczyn.
-O to chodzi. Chciałbym mieć dziewczynę, której nie obchodzi to, czy mam pełny portfel.
-Taką też sobie znajdziesz…
-Jak? Isao, chociaż raz chciałbym usłyszeć od kogoś coś innego niż „Jestem twoją fanką Sakurai!”
-Jak wrócisz, to będę codziennie powtarzał ci, że masz najgorszą fryzurę na świecie.
-Nie o to mi chodzi.
-Aki, dziesięć lat, stary. Tyle razem gramy, skąd ja wezmę innego wokalistę? Zrób sobie przerwę, czy coś, ale… Chcesz odstawić muzykę na zawsze?
-Tak.
-Ale ty to kochasz!
-Kocham, ale tak też dobrze mi się żyje. Wyobraź sobie, że cały dzień chodzę w dresie i nikogo to nie obchodzi.
-Nikogo?
-Nikogo – potwierdziłem. – Przed chwilą byłem u sąsiadki po cukier. Dziewczyna jest nastolatką i wydawała się nie wiedzieć, kim jestem.
-Okej, fajnie, ale zrozum – koniec z koncertami, ze śpiewaniem, z fanami, ze wszystkim. Nie żal ci?
-Pewnie, że mi żal. Uwielbiam śpiewanie i granie dla fanów, ale też mam inne potrzeby. Chcę znaleźć sobie dziewczynę, a potem wziąć z nią ślub, mieć dwójkę dzieci, zestarzeć się, a to wszystko w tym cholernym domku nad jeziorem.
-A czy kariera ci w tym przeszkadza?
-Niesamowicie. Mam dwadzieścia osiem lat i do tej pory nie byłem w stałym związku. Wszystkie rozpadały się przed upływem trzech miesięcy.
-Okej, dobra… To może zróbmy tak, że dasz sobie miesiąc przerwy i znajdziesz jakąś dziewczynę, co?
Parsknąłem śmiechem.
-Isao, daj spokój.
-No proszę! Zrób to dla mnie, bo inaczej menager mnie zamorduje. Wiesz, ile razy do mnie dzwonił i błagał, żebym cię namówił do powrotu?
-Pewnie dużo.
-Dużo? Dużo?! Sto trzydzieści siedem razy. I wysłał dwieście SMS-ów. Nie możesz mnie tutaj tak zostawić.
-Ech… Nie wiem. Na pewno potrzebuję przerwy i to dłużej niż miesiąc.
-Tak wiem, tylko jak ja to powiem Hoshikawie?
-Wierzę w ciebie. A teraz na razie, stary. Będę piekł ciasteczka.
-Serio? Ostrzegłeś sąsiadów, że prawdopodobnie wybuchnie pożar?
-Daj spokój, nie będzie aż tak źle.
-Nie będzie źle, jeżeli reszta domostw w okolicy nie spłonie z tobą.
-Naprawdę bardzo ci dziękuję za wiarę.
-To braterska troska.
-Jasne… Ale serio, dam sobie radę.
-Mhm… Niech ci będzie, ale w razie czego dzwoń na straż i uciekaj z domu… Nie, najpierw uciekaj, potem dzwoń.
Przeczesałem włosy dłonią i westchnąłem. Może nigdy nie miałem ręki do gotowania, a dania spod mojej dłoni mogły zostać pomylone z bronią biologiczną, ale jeszcze nigdy nie wywołałem pożaru… No i miałem przepis. Co mogło pójść nie tak?


Jak się okazuje – wiele rzeczy może pójść nie tak. Na przykład – ciastka wyglądały pysznie. Dom nie spłonął. Kuchenka nie wybuchła.
Ale ciastka smakowały solą.
Byłem na tyle dużym idiotą, żeby pomylić sól z cukrem.
Opadłem na kanapę w salonie i zrozpaczony kulinarną porażką włączyłem telewizor. Pech chciał, że trafiłem na kanał muzyczny.
-A już za chwilę piosenka One Girl, ale najpierw – czy wiedzieliście, że wokalista Pink Panthers uciekł z grupy? Tak, drogie panie! Jedna z panterek już przestanie nas zachwycać.

Wywróciłem oczami i przełączyłem kanał, gdzie leciała jakaś drama. Przynajmniej tam nikt nie zarzucał mi ucieczki.
Rozdział 2 ~ Nowa




Akira’s POV

Nienawidziłam wystąpień publicznych. Zwykle to Natalie mówiła za nas dwie, a teraz byłam od niej oddalona o wiele mil.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na wpatrzonych we mnie dwanaście par oczu uczniów mojej klasy.
-Proszę, opowiedz nam coś o sobie – zaproponowała nauczycielka. Była młodą kobietą i chyba pełniła rolę wychowawczyni.
-Ja… Uhm… Nazywam się Yuni Akira – wydusiłam, a zaraz potem uświadomiłam sobie kuriozalny błąd, przed którym mama ostrzegała mnie milion razy dzień wcześniej.
Najpierw powinnam była podać nazwisko.
-Yuni, ty idiotko – pomyślałam. Powinnam była to odkręcić, ale wewnętrzna blokada sprawiła, że nie mogłam się już odezwać. Co będzie, to będzie… Kiedyś może się to wyjaśni.
-Nie chcesz dodać nic więcej? – spytała wychowawczyni. Pospiesznie pokręciłam głową, dając znak, że raczej się więcej nie odezwę.
-Dobrze. Zajmij proszę jakieś wolne miejsce.
Skinęłam głową, a potem przeszłam na sam koniec klasy i zajęłam miejsce z tyłu. Usiadłam za jakimś wysokim chłopakiem, więc byłam prawie niewidoczna.
Jeżeli miałam być szczera to ta przeprowadzka okazała się być o wiele trudniejsza niż się spodziewałam. Sam fakt, że rozdzielono mnie z Nat, która była moją jedyną przyjaciółką przez siedemnaście lat mojego życia, był mocno uciążliwy. Tak beznadziejny przypadek introwertyka jak ja nie powinien być stawiany w takiej sytuacji. Poza tym porażała mnie różnica kulturowa. Nie mogłam połapać się w licznych zasadach zachowania, które mama próbowała mi naprędce wyjaśnić. To wszystko po prostu mieszało mi się w głowie. Tutaj nawet system edukacji był całkowicie inny. Zacznijmy od tego, że w Japonii rok szkolny zaczynał się w kwietniu i miał trzy semestry (ja swoją drogą pojawiłam się w szkole w środku pierwszego semestru). Rok szkolny był przerywany czterdziestodniową przerwą letnią i dwiema dwutygodniowymi przerwami – wiosenną i zimową. Wybór kółek zainteresowań też mnie przerażał, a wychowawczyni wręcz poleciła mi zapisanie się na zajęcia pozalekcyjne.
Powoli zaczynał przerażać mnie fakt, że ta kultura ukrywa przede mną multum nieznanych mi zasad etykiety, a ja nieuświadomiona będę robić z siebie idiotkę.
Mimowolnie sięgnęłam do bransoletki, która była prezentem od Nat i uśmiechnęłam się, widząc wygrawerowany napis. Miałam nadzieję, że chociaż ona radziła sobie lepiej.


Lekcje każdego dnia kończyłam mniej więcej o piętnastej. Mama zwykle popołudniami była w szpitalu, a ja w tym czasie siedziałam sama w domu i odrabiałam lekcje. Swoja drogą ogrom prac domowych w japońskich liceach mnie przerażał. Czy ktokolwiek przewidział tutaj czas na sen? Lekcje do piętnastej, koła zainteresowań do dziewiętnastej, u wielu uczniów dochodziły szkoły przygotowawcze, które uczyły technik wypełniania testów…
Szaleństwo.
Po części podziwiałam uczniów z japońskich szkół, bo ja miałam problem z moimi lekcjami. Dzięki rodzicom nie najgorzej posługiwałam się językiem i gdy trzeba było się z kimś dogadać to nie było problemu, ale jeżeli chodziło o pismo… To była moja pięta Achillesa. Spędzałam długie godziny nad pracami domowymi i tłumaczeniu ich w Google, żeby poprawnie wszystko zrozumieć. Czasem Nat mi w tym pomagała, za co chyba nigdy jej się odpowiednio mocno nie odwdzięczę.
-Google mówi, że chodzi o udowodnienie rachunku – powiedziała.
-Udowodnienie rachunku? – powtórzyłam.
-Tak.
-Mhm… Dzięki, Nat.
-Proszę bardzo. A swoją drogą nie znalazłaś tam jakiegoś przystojnego Japończyka? – spytała, po czym poruszyła zabawnie brwiami.
-Nie było okazji… Nie jestem najbardziej lubianą osobą w szkole – odparłam. – Raczej nikt mnie tam nie zauważa.
-A ja liczyłam na jakieś pikantne szczegóły z życia na zachodzie.
-Jest nudno, chociaż okolica piękna. Musisz przyjechać tutaj na wakacje. Zachwycisz się krajobrazem.
-Tak?
-Tak. Dom mamy na jakimś wygwizdowie, ale tuż nad jeziorem. Tyle tutaj kwiatów i zieleni, że mam ochotę tylko chodzić i wzdychać z zachwytem.
-Nieźle… A właśnie, gadałam z rodzicami i powiedzieli, że mogę odwiedzić cię w wakacje. Roy chciał lecieć do Egiptu, ale przekonałam rodziców, że Japonia będzie o wiele lepsza.
-Świetnie! Przygotuje multum atrakcji na wasz przyjazd.
-Liczę na to.
Ktoś zapukał do moich drzwi.
-Poczekaj chwilę – powiedziałam do Nat i podniosłam się od stolika, na którym miałam porozkładane moje zeszyty. Przeszłam przez salon do przedpokoju, a potem otworzyłam drzwi. Przede mną stał mój nowy sąsiad – mężczyzna, przy którym ludziom na pewno miękły kolana. Na mnie na pewno tak działał.
Był dość młody, na pewno nie skończył trzydziestu lat. Miał półdługie włosy o kasztanowej barwie i ciemnobrązowe oczy.
-Uhm… Dobry wieczór – powiedział.
-Dobry wieczór. Coś się stało?
Skinął głową.
-Nie mógłbym od pani pożyczyć pół szklanki cukru? Jest już późno i nie zdążę dotrzeć do sklepu.
-Rozumiem. Żaden problem. Zaraz przyniosę.
Wycofałam się w głąb domu i szybko wykonałam prośbę sąsiada. Miałam ochotę skakać z radości – i to wcale nie dlatego, że gadałam z prawdopodobnie najprzystojniejszym facetem w okolicy, a dlatego, że zachowałam się jak osoba całkiem pewna siebie… A przynajmniej nie zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem z nerwowym chichotem, co kiedyś przydarzyło mi się, gdy mieszkałam jeszcze w Anglii.
-Proszę – powiedziałam, podając sąsiadowi pół szklanki cukru.
-Dziękuję bardzo.
-Naprawdę nie ma za co – zapewniłam.
-Jest. Dziękuję raz jeszcze – powtórzył, a potem wrócił do siebie do domu, a ja znów zasiadłam przed ekranem laptopa.
-Kto to był? – spytała Nat.
-Mój sąsiad. Chciał pożyczyć cukier.
-Aha… Przystojny?
-Czy ty na siłę chcesz mi znaleźć chłopaka?
-Tak.
-Okej… Przetłumacz mi lepiej zadanie z historii, a ja pomyślę nad tym do jakiego klubu się zapisać.
-A co masz do wyboru?
-W sumie jest dużo ciekawych propozycji, wiesz? Klub pływacki, lekkoatletyczny, judo, matematyczny, szachowy, literacki, wyplatania koszyków, układania kwiatów, chór…
-Chór! – zawołała Nat. – Przecież kochać śpiewać.
-Ale nie przed publiką.
-Hm… I co z tego? Jak dla mnie powinnaś się tam zapisać – stwierdziła. – Masz tam jeszcze jakieś kluby?
-Teatralny, historyczny…
-O! Teatralny! Podobno takie zajęcia pomagają w budowaniu pewności siebie.
-Jeszcze nad tym pomyślę – zapewniłam. – A teraz wróćmy do zadania z historii.

-A tak… Pokaż mi to, zaraz zobaczę, co Wujek Google o tym sądzi.

wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 1 ~ Decyzje




Akira’s POV

Natalie naprawdę nienawidziła pożegnań. Szczerze powiedziawszy ani trochę jej się nie dziwiłam. Sama płakałam jak bóbr.
Nie byłoby tej sytuacji, gdyby nie moi rodzice. Gdy miałam siedemnaście lat postanowili się rozwieść. Zgodnie uznali, że uczucie między nimi zniknęło, a dodatkowo tata zakochał się w innej kobiecie. Nigdy nie zdradził mamy i moim zdaniem zachował się bardzo fair, skoro poszedł do niej i razem omówili sprawę. Rozwód odbył się za porozumieniem stron, a ja trafiłam pod opiekę matki.
Początkowo mi to nie przeszkadzało. Mój starszy brat – Atsushi – już był wtedy dorosły, więc mógł spokojnie żyć w Anglii, ale mnie to szczęście nie dotyczyło. Mama dostała pracę w swoim rodzinnym mieście – dobrze płatną, jako chirurg. Byłam szczęśliwa, że dobrze jej się powodzi po rozwodzie, ale dlaczego musiało powodzić się aż w Japonii? Czy nie mogłyśmy zostać w Londynie?
Niestety usilne prośby moje i Natalie – mojej jedynej przyjaciółki – skończyły się fiaskiem i przeddzień naszego wyjazdu odbyło się przyjęcie pożegnalne… O ile przyjęciem można nazwać dwuosobowe spotkanie.
-Masz do mnie dzwonić codziennie – nakazała, ocierając łzy, które płynęły z jej błękitnych oczu. Szczerze – zawsze zazdrościłam jej wyglądu. Chociaż nigdy nie różniłyśmy się budową ciała i obie raczej byłyśmy drobne, to ona miała jasne włosy i oczy w kolorze nieba. Ja za to wyglądałam jak każda inna Azjatka. Długie ciemne włosy, ciemne oczy i lichy wzrost.
-Mama zamorduje mnie, gdy zobaczy rachunek – stwierdziłam.
-No to przez Skype’a. Tego mi chyba mi nie odmówisz, prawda?
Pokręciłam głową.
-Będę za tobą strasznie tęsknić, Yuni. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
-A ty moją.
Natalie uśmiechnęła się, ukazując białe zęby jak z reklamy pasty do zębów. Jej rodzice byli stomatologami, więc perfekcyjny zgryz to znak rozpoznawczy jej rodziny.
-I musisz mi obiecać, że o mnie nie zapomnisz – dodała.
-Jak miałabym zapomnieć?
Natalie wzruszyła ramionami.
-Wyjedziesz do Japonii i znajdziesz sobie innych przyjaciół, a stara Nat przestanie się liczyć… Ale pomyślałam o tym zawczasu i mam prezent z okazji naszego rozstania. – Sięgnęła do swojej zielonej torby z wizerunkiem Małej Syrenki i wyciągnęła z niej niewielkie pudełko, które mi podała. Ostrożnie zajrzałam do środka.
-O jejny… Wygląda na drogie – mruknęłam, widząc srebrną bransoletkę z wytłoczony napisem Nat&Yuni. Z jednej strony napisu ktoś umieścił szafirowy kamyczek, a po drugiej rubinowy. Kamienie szlachetne w naszych ulubionych kolorach.
-Wykorzystałam pieniądze z szesnastki – odparła. – Nic wielkiego.
-Dla ciebie to nic wielkiego? – Przycisnęłam podarunek do serca. – Nigdy nie zdejmę tej bransoletki.
-To dobrze, bo ja mojej też – oznajmiła i pokazała mi swój egzemplarz, który wyglądał identycznie jak mój.

Sakurai’s POV

Wrzuciłem do ust cukierek na ból gardła, który często dokuczał mi po wielogodzinnych koncertach.
-Publiczność nas kocha – stwierdził Sato, gdy tylko zeszliśmy ze sceny. Radośnie uwiesił się mojego ramienia i zaśmiał się, ale szybko urwał.
-O cholera – mruknął Isao.
Świetnie widziałem, co – a raczej kto wywołał taką reakcję i chyba tylko mnie to nie zdziwiło.
Kajitani Ayame – od tamtego momentu już moja była dziewczyna – całowała właśnie Horiego Ayumu, wokalistę zespołu, który właśnie skończyliśmy supportować.
Prychnąłem cicho, zwracając tym samym na siebie uwagę.
-Ależ proszę, nie przerywajcie sobie – powiedziałem. Ruszyłem swobodnym krokiem i minąłem ich. Nawet po drodze roztrzepałem pieszczotliwie włosy Kajitani, a potem zniknąłem za drzwiami mojej garderoby.
Nie dziwiło mnie jej zachowanie. Nawet zaczynałem powoli się zastanawiać, co takiego się wydarzyło, że przez trzy miesiące nie rzuciła się w objęcia moich bardziej popularnych kolegów. Niestety – takie już miałem szczęście w miłości. Kobiety na mojej drodze zwykle były łase na sławę partnerów i gdy przedstawiałem im bardziej sławnych ode mnie, ja szedłem w odstawkę. Za pierwszym razem nawet mnie to skrzywdziło, ale teraz już mi to bez różnicy.
Chyba po prostu powinienem zrezygnować z miłości.

Albo kariery.
Witajcie :) Na tym blogu zostanie przedstawiona historia Yuni i Akiego.

Akira Yuni to nastolatka wychowana w Anglii. Po tym gdy jej rodzice postanowili się rozwieść, razem z matką wróciła do Japonii, gdzie zamieszkały w niewielkim mieście o nieziemskich widokach. Mimo pięknych okolic nie potrafi zaaklimatyzować się w swoim nowym środowisku, ale los stawia przed nią jej sąsiada - Sakuraia Akiego - który uratował ją przed ulewą w dniu, gdy zapomniała kluczy do domu. To niewielkie spotkanie będzie miało ogromny wpływ na dziewczynę.


Sakurai Aki to jedna z najsławniejszych osób w Japonii, ale przez egoizm i chciwość znajomych nie potrafi spełnić swojego marzenia o założeniu rodziny. Ku rozpaczy wielu niewieścich serc wokalista rezygnuje z kariery i przeprowadza się do rodzinnego miasta. Tam poznaje miłą i niewinna dziewczynę, która poznała tajemnicę pieczenia wybornych ciasteczek.

Zapraszamy do czytania!